Rosyjskie media kpią ze szczytu NATO w Warszawie: „Piją i machają szabelką jak za Breżniewa”
Rosyjskie media chętnie nazywają warszawski szczyt NATO „epokowym”. Nie jest to jednak wyraz uznania, lecz raczej kpina. Że do Warszawy przyjechały najliczniejsze delegacje, nawet sam Barack Obama, amerykański prezydent, a wszystko po to, by nastraszyć Moskwę wzmocnieniem wschodniej flanki przed Rosją – to na koniec i tak góra rodzi mysz.
Nikt tak jak Rosja nie przysłużył się zjednoczeniu NATO. Po aneksji Krymu, naruszającej wszelkie międzynarodowe ustalenia prawne, po agresji na ukraiński Donbas, okazało się niezbicie, że dialog NATO–Rosja nie będzie taki jak dotychczas. I że Sojusz przejrzał karty i zrewidował stanowisko wobec Moskwy. Kiedy Bruksela zareagowała sankcjami, Pakt przystąpił do wzmocnienia swojej wschodniej flanki. Ostateczne decyzje zapadają w Warszawie, podczas szczytu. Ich treść znana jest od dawna, nie była więc dla Kremla zaskoczeniem. Ani dla rosyjskich mediów. Trudno jednak oczekiwać, żeby za złe relacje obwiniały swego mocodawcę Władimira Putina.
Ton, w jakim rosyjskie media komentują warszawski szczyt, pełen jest złośliwości i oskarżeń o próby zastraszenia, o naruszenie umów wzajemnych, tymczasem ani słowem nie wspomina się o rosyjskiej obecności na Krymie czy w Donbasie. Według internetowego wydania gazety „Wzglad” to Kijów nie wypełnia uzgodnień z Mińska, a obrywa Moskwa. „Szczyt NATO będzie jawnie antyrosyjski – przekonują autorzy tekstu. – Waszyngton wielokrotnie oskarżył Rosję o wtrącanie się w konflikt w Donbasie. To Rosja jest jednoznacznie obwiniana za trwający konflikt. Tymczasem rosyjski MSZ podkreślał, że Rosja nie jest stroną tego konfliktu” – gazeta przytacza wyświechtany argument.
Rządowa „Rossijska Gazieta” pisze natomiast, że „zachodni partnerzy wykorzystując sytuację wokół Ukrainy, w rzeczywistości zniszczyli wszystkie wzajemne mechanizmy współpracy”. Zdaniem stałego przedstawiciela Federacji Rosyjskiej przy OBWE Aleksandra Łukaszewicza, którego na okoliczność warszawskiego spotkania przepytuje „Gazieta”, w nowych realiach Zachód proponuje wprawdzie Rosji odbudowę dialogu, jednak nie rezygnuje przy tym z sankcji i „innych niezgodnych z prawem działań”. W sprawie rozwiązania konfliktu ukraińskiego polityk ma wyrobione zdanie: mimo misji OBWE i starań innych podmiotów „Kijów nie jest gotowy i nie jest w stanie zaoferować konstruktywnej agendy na rzecz integracji Donbasu z konstytucyjną, prawną i ekonomiczną przestrzenią Ukrainy”.
RIA Novosti, złośliwie komentując i starając się zdezawuować obecność na szczycie w Warszawie prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki, przytacza fragmenty tekstu, jaki ukraiński lider zamieścił na łamach „The Wall Street Journal”. Pisze: „Poroszenko twierdzi, że głębsza współpraca między Ukrainą i NATO przyczyni się do stabilizacji na Ukrainie, w Europie Wschodniej, regionie Morza Czarnego i regionu Trans-Atlantyku jako całości”. Jednak dowodów w tej sprawie nie przedstawia. I dodaje, że Kijów wypowiada się na tematy geopolityki, nie mając żadnej wiedzy, jedynie „na podstawie obserwacji poziomu wody w rzece”.
Dostaje się też delegacji Gruzji, która w przegranym wyścigu do NATO stara się w Warszawie przyciągać uwagę. Ale tylko potwierdza stereotypy panujące na temat Tbilisi. Na przykład MSZ tego kraju przygotowało na szczyt specjalne kolekcjonerskie wina: białe i tradycyjne czerwone. W projektowaniu butelek wykorzystano symbolikę NATO. W kilku językach napisano, że wino jest specjalnie opracowane na okoliczność święta w Warszawie – gazeta wyraźnie sugeruje, że to forma łapówki dla organizatorów. I dodaje, że „polski minister obrony Antoni Macierewicz, człowiek i tak zbyt ekstrawagancki, będzie działać jako toastmaster podczas uroczystej kolacji na szczycie, według strony gruzińskiej, wyleje wszystkie butelki drogim gościom niemal osobiście”. Jak za Breżniewa, kpi gazeta.
Portal vesi.ru przypomina ironicznie, że „szefowie delegacji na szczyt NATO spotkają się w tej samej sali Pałacu Prezydenckiego, w której w 1955 r. podpisano akt Układu Warszawskiego. Pakt skupiał wszystkich przeciwników NATO w okresie zimnej wojny. Echo wojny znów głośno zabrzmiało w przyjaznej niegdyś stolicy” – piszą autorzy. Zapominają jednak, że obecny szczyt odbywa się niemal równo w 25. rocznicę rozwiązania Paktu Warszawskiego, co nastąpiło zresztą również w gmachu Pałacu Prezydenckiego. Historia zatoczyła koło, Pakt był odpowiedzią dla NATO, dziś widać natomiast, po czyjej stronie była racja.
Portal „Russia Today” tymczasem podkreśla, że szczyt NATO odbywa się na tle najgłębszego kryzysu w stosunkach Sojuszu z Rosją od czasu zimnej wojny. Rządowa „Rossijskaja Gazieta” wskazuje na przewrotność działań NATO: „Przekonują, że nie chcą konfrontacji, ale tworzą dla niej warunki” – zauważa. Oto dowód: „Zdecydowaliśmy się poszerzyć swoją obecność wojskową we wschodniej części NATO, umieszczając tam cztery bataliony” – cytuje słowa Baracka Obamy agencja RIA Novosti.
Izwiestia, pisząc o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO, informuje, że to wyzwanie nie tylko dla Rosji, ale także dla całej wspólnoty międzynarodowej, bo NATO łamie umowy podpisane z Rosją. Kontynuuje też budowę jednobiegunowego świata. Tymczasem za napięcie przy rosyjskich granicach odpowiadają Stany Zjednoczone. Zdaniem rozmówców gazety „zamierzone rozmieszczenie czterech batalionów w Polsce i krajach bałtyckich dowodzi, że dla Amerykanów nie są ważne międzynarodowe zasady i praktyka stosunków międzynarodowych”.
Ten punkt widzenia prezentuje także cytowany przez Izwiestia deputowany Wiaczesław Nikonow, wnuk Wiaczesława Mołotowa, byłego przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych i b. ministra spraw zagranicznych ZSRR z czasów Stalina: „To bezpośrednie złamanie porozumienia o powołaniu Rady Rosja–NATO, a także umowy z Rosją z 1997 r. Opiera się ona na trzech zasadach: żadnej broni jądrowej, poważnej infrastruktury na terenie nowych państw członkowskich i żadnych nowych wojsk” – oskarża.
Już w niedalekiej przyszłości może przyjechać do Polski tysiąc amerykańskich żołnierzy. Według prezydenta USA Baracka Obamy konieczne jest wzmocnienie granic sojuszu – podkreśla popularny kanał telewizyjny Rosja 24.
Moskiewski Komsomolec zauważa, że w krajach, które „najgłośniej trąbią o swojej bezbronności wobec prawdopodobnej rosyjskiej agresji”, zostaną rozmieszczone natowskie bataliony. Wskazuje, oprócz Polski, Litwę, Łotwę i Estonię.
Dziennik radzi też, aby Rosjanie nie zastanawiali się, jakie siły przeciwko nim wystawi NATO, bowiem „oprócz niewielkiej i niemającej żadnego wpływu na władzę grupy fanatyków nikt w Rosji nie zamierza powtórnie zawojowywać tych krajów i niepotrzebny Moskwie, nawet darmo, brzeg litewski, łotewski, a nawet polski i estoński”.
Jeśli Rosja chce ograć NATO, nie powinna dać się sprowokować groteskowymi oświadczeniami. W ogóle nie powinna reagować na takie prowokacje – pisze gazeta.
A RIA Novosti przytacza słowa Putina wygłoszone 30 czerwca. Rosyjski prezydent powiedział, że Rosja nie zamierza się poddać szałowi militaryzmu. I to jest właściwa reakcja, na jaką zasługują ustalenia szczytu NATO w Warszawie. Rosja jest zbyt poważnym krajem, żeby traktować decyzje NATO inaczej niż z uśmiechem. Wszystko to jednak przeznaczone jest na potrzeby rosyjskiego odbiorcy i czytelnika.
Tymczasem rzecznik Kremla Dymitrij Pieskow przypomina, że Moskwa jest otwarta na dialog. Niezmiennie.