Czy po kolejnej masakrze Amerykanie są gotowi do dyskusji o dostępie do broni?
Znowu sprawcą masakry w Sutherland Springs – połowa ofiar to dzieci – jest biały mężczyzna, tak jak w poprzedniej, jeszcze bardziej śmiercionośnej masakrze w Las Vegas. Między obiema tragediami upłynął zaledwie miesiąc. Liczba ofiar śmiertelnych wynosi w sumie co najmniej ponad 90. Jak na razie nic nie wskazuje, by obaj zbrodniarze mieli coś wspólnego z dżihadyzmem.
Wiele wskazuje zaś na związek z tą śmiercionośną ideologią w przypadku sprawcy niedawnej masakry przy pomocy furgonetki, do której doszło w Nowym Jorku. Był nim imigrant z Uzbekistanu, powołujący się na tzw. Państwo Islamskie. Zabił osiem osób. Gdyby miał broń, liczba ofiar mogłaby sięgnąć tragicznego rekordu z Teksasu i Las Vegas. Jego zbrodnia została zakwalifikowana jako akt terroryzmu. Słusznie, ale zbrodnie obu białych też można uważać za akty terroru, tylko że nie islamistycznego.
To dla ofiar i ich bliskich nie ma chyba specjalnego znaczenia. Oni muszą teraz zacząć życie jakby od nowa. W przypadku Sutherland Springs można mówić wręcz o społecznej anihilacji tamtejszej wspólnoty.
Ale dla bezpieczeństwa publicznego każda taka masakra ma kolosalne znaczenie. Bo jego gwarantem jest państwo amerykańskie. Każda masakra stawia przed władzami i prawodawcami to samo pytanie: czy doszłoby do niej, gdyby dostęp do broni był uregulowany inaczej niż obecnie? Wielu Amerykanów zdaje sobie z tego sprawę.
Efekt szerokiego dostępu do broni w USA? Nie dla Trumpa
To mit, że cała Ameryka kocha „guny”.