Korea Północna odbudowuje ośrodek rakietowy Sohae, który w zeszłym roku zobowiązała się rozebrać, poczyniła nawet pewne prace rozbiórkowe. Analitycy z Korei Południowej i Stanów Zjednoczonych przeanalizowali najnowsze zdjęcia satelitarne i orzekli, że odbudowa jest kwestią ostatnich dni. Reanimacja miejsca służącego do prób silników rakietowych i wystrzeliwania satelitów wygląda więc na odpowiedź Kim Dzong Una na nieudany zeszłotygodniowy szczyt z Donaldem Trumpem w Hanoi.
Kim przed trudnym wyborem
Jakaś reakcja Kima na przebieg szczytu była spodziewana. Nie udało mu się namówić Amerykanów na odwieszenie sankcji, zaproponował tylko minimalne ustępstwa. Teraz specjaliści zastanawiają się, czy aktywność w Sohae jest przygotowaniem do kolejnych testów rakiet balistycznych (raczej nie), czy może prztyczkiem testującym skłonność Amerykanów do kontynuowania rozmów.
Kim stoi przed trudnym wyborem. Czy wracać do wojowniczej postawy, tej z okresu od kwietnia 2017 do czerwca zeszłego roku, naznaczonej lotami rakiet międzykontynentalnych i próbą jądrową? Powrót zasugerował zresztą w orędziu noworocznym. Mówił, że pozostawienie sankcji zmusi Koreę do poszukiwania nowych wojskowych metod obrony suwerenności. A może jednak warto ciągnąć relację z Trumpem, mocno na wyrost nazywaną bromancem?
Trump szansą dla Kima
Rozwiązanie pierwsze Korea Północna ćwiczyła wielokrotnie, jego scenariusz biegnie po sinusoidzie eskalacji i odprężeń. Strategia jest równie toporna, co skuteczna, w skrócie zapewnia Korei bezpieczeństwo, ale ma też znaczące ograniczenia. W 2018 r. Kim przelicytował, wkurzył i Amerykanów, i swoich protektorów z Chin, w efekcie zaaplikowano mu dotkliwe sankcje. Wojownicze podejście, m.in. straszenie wojną nuklearną, niesie też ryzyko wyprzedzającego ataku USA na wybrane instalacje wojskowe. Choć wydaje się on nieprawdopodobny, głównie ze względu na liczbę potencjalnych ofiar spodziewanego północnokoreańskiego odwetu, to nie można o wariancie z atakiem zapomnieć.
Z tej perspektywy Trump pozostaje dla Kima szansą na prowadzenie bardziej wyrafinowanej, wielowymiarowej polityki. Wymaga ona jednak zręczności nie tylko w negocjacjach międzynarodowych i stworzenia systemu zabezpieczeń i gwarancji na wypadek zdania arsenału, ale i w zapewnianiu stabilności reżimu. Nie przez przypadek krótko przed szczytami z Trumpem, także zeszłorocznym w Singapurze, Kim wzmacniał m.in. kontrolę nad armią, potencjalnie niezadowoloną z wysiłków rozbrojeniowych, prowadzących do obniżenia rangi wojska.
Jest niewątpliwą zasługą Donalda Trumpa, że swoim niestandardowym podejściem w ogóle dał Kimowi okazję do wygrzebania się z kokonu. Bez Trumpa nie byłoby zbliżenia Kima z Chinami, spotkań z Xi Jinpingiem, planów tegorocznej wizyty Xi w Pjongjangu i innych działań mających utrzymać Kima w chińskiej orbicie, z której mógł wypaść po ewentualnym ociepleniu z Ameryką. Nie byłoby także rozważań o otwarciu gospodarczym, na modłę wietnamską, chińską czy jakąkolwiek inną, mogącą wystrzelić Kima i jego kraj na znacznie wyższą orbitę rozwoju. I to w taki sposób, by Kim nie stracił władzy, a i on, i ludzie reżimu nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności za popełniane zbrodnie.
Rola Korei Południowej
Satrapa z Północy ma jeszcze jednego sprzymierzeńca. To Moon Jae-in, prezydent Korei Południowej, który zaraz po szczycie w Hanoi, mimo braku rozstrzygnięć w kwestii denuklearyzacji sąsiada z Północy, zobowiązał swoich ministrów do jeszcze cięższej pracy na rzecz międzykoreańskiego zbliżenia, zachowując dla Korei Południowej rolę mediatora. Namawia Kima do większej elastyczności. Chce też głębszej współpracy gospodarczej, choć takie pomysły nie są w smak Amerykanom (którzy na dodatek rozpościerają nad Koreą Południową parasol bezpieczeństwa).
Ma więc Kim o czym myśleć. To od jego postawy – Xi i Trump mają tu znacznie mniej do powiedzenia – zależy, w którą stronę podąży sytuacja na Półwyspie Koreańskim w najbliższych miesiącach. Może sięgnąć do strategicznej sztampy. Albo spróbować czegoś znacznie odważniejszego, dla konserwatywnego reżimu wręcz szalonego. Co prawda obecnie negocjacje są w impasie, niemniej ta właśnie możliwość wygląda na bardziej roztropną. Choćby dlatego, że okoliczności międzynarodowe – jak Trump i Moon – w konstelacji tak sprzyjającej dla Korei Północnej mogą się szybko nie powtórzyć.
Czytaj także: Chińscy turyści szturmują Koreę