32 tys. tys. policjantów ochraniało w Osace spotkanie grupy G20. Liderzy potęg gospodarczych i militarnych ustawiali się do pamiątkowych zdjęć, jakby nie zwracając uwagi, że niektórzy z nich przewodzą państwom, których polityka w dziedzinie praw człowieka urąga wartościom wyznawanym przez większość uczestników. Show skradli Donald Trump i Władimir Putin do spółki z liderem komunistycznych Chin, przewodniczącym Xi.
Napięta sytuacja międzynarodowa
Uwagę świata przykuły spotkania Putina z p.o. premiera Wielkiej Brytanii panią May i prezydentem Trumpem oraz Trumpa z Xi. Jeszcze przed spotkaniem w Osace japoński minister spraw zagranicznych ostrzegł, że sytuacja międzynarodowa jest napięta, a świat znów dzieli się na rywalizujące ze sobą bloki, co niebezpiecznie przypomina stan sprzed wybuchu wojny światowej.
Odbywające się od 1999 r. spotkania grupy G20 są ważnym forum dialogu. Prawa człowieka czy kryzys migracyjny ustępują podczas nich wyzwaniom w dziedzinie gospodarki, finansów i wymiany handlowej. Mimo to liderzy, jeśli tylko mają taką wolę, mogą podejmować wszelkie ważne dla nich tematy.
Czytaj także: Donald Trump gra z Chinami w cykora
Rosja chce być wzorem do naśladowania
Theresa May z kamienną twarzą rozmawiała więc z Putinem o zamachu na życie byłego podwójnego agenta Rosjanina Siergieja Skripala i jego córki w Salisbury w 2018 r., powszechnie uważanego za dzieło rosyjskich służb specjalnych, dotąd nierozliczone. Usłyszała, że to sprawa między agentami, a Kreml nie ma z nią nic wspólnego.
Prezydent Rosji rozmawiał przed szczytem z dziennikarzami „Financial Times”. Wywiad odbił się szerokim echem. Putin obwieścił światu, że minęła epoka liberalizmu, ale nie wyjaśnił, jaka epoka się zaczęła i czy to Rosja ma być znowu dla świata przykładem do naśladowania.
Czytaj także: Putin znów opowiada bajkę o Rosji
G20: wojna handlowa, technologie i klimat
Oczywistymi tematami szczytu była chińsko-amerykańska wojna celna, walka z globalnym ociepleniem, ryzyko interwencji USA w Iranie. Tylko na odcinku chińsko-amerykańskim można mówić o spadku napięcia. Prezydenci Trump i XI uzgodnili, że wznowią rokowania handlowe, nowych sankcji nie będzie, USA mogą zdjąć z czarnej listy giganta technologicznego Huawei. Ponieważ wśród ekspertów panował przed Osaką sceptycyzm, czy rozmowy amerykańsko-chińskie zostaną wznowione, premier japoński Abe, gospodarz spotkania, mógł ogłosić sukces.
Ale jest to raczej pobożne życzenie, skoro Trump kolejny raz zdecydowanie odrzucił współpracę z innymi państwami – w tym z ekologicznie ambitnymi Brytyjczykami – w walce ze zmianami klimatu. To upokorzenie dla Emmanuela Macrona, który oczekiwał od szczytu konsolidacji w tej sprawie. Podobnie w sprawie Iranu.
Trump ignoruje wezwania liderów europejskich o deeskalację napięcia. Prawdopodobnie chce zastosować tę samą bilateralną metodę co w konfliktach z Koreą Północną czy Chinami komunistycznymi. Nie lubi i nie chce działań drużynowych, w szczególności z Unią Europejską.
Czytaj także: Czy Trump zafunduje nam wojnę z Iranem?
Symboliczne porozumienie „Mercosur”
Osaka nie była też sukcesem w sprawie fundamentalnej. G20 nie odcięła się polityki protekcjonizmu, która jest trudna do pogodzenia z jej deklarowanymi celami, czyli z usuwaniem przeszkód przed rozwojem gospodarki i handlu światowego. Na tym tle symbolicznej wymowy nabiera osiągnięte po 20 latach negocjacji antyprotekcjonistyczne porozumienie między Unią Europejską a grupą państw Ameryki Południowej „Mercosur”. Jego ogłoszenie zbiegło się z początkiem spotkania w Osace.