Przedstawione 6 listopada przez premiera Edouarda Philippe’a założenia reformy przepisów regulujących przyjmowanie imigrantów zbiegły się w czasie z mocnym, imperialistycznym w tonie wywiadem, którego prezydent Francji Emmanuel Macron udzielił tygodnikowi „The Economist”. W tym kontekście zapowiedzi kwot regulujących liczbę przyjeżdżających do pracy obywateli krajów spoza Unii Europejskiej zabrzmiały mrożąco. BBC relacjonowało zapowiedź reformy pod hasłem „Francja przejmuje kontrolę” i na marginesie przypominało o likwidowaniu obozowisk dla „nielegalnych”, a zwłaszcza o niedawnej, wrześniowej akcji w portowej Dunkierce.
Francja ogranicza imigrację
Szczegóły są trochę bardziej zniuansowane. Choć polityka migracyjna Francji od wielu dekad budzi wątpliwości działaczy prawnoczłowieczych, wprowadzenie „kwot” będzie miało realnie niewielki wpływ na liczbę pozwoleń na pobyt. Co roku wydaje się ich tutaj ok. 260 tys., z czego tylko 30 tys. dotyczy imigrantów przyjeżdżających do pracy (dane za „Le Monde”). Tak naprawdę nie mają to być kwoty w ścisłym sensie tego słowa, ale raczej wytyczne. Deputowani partii Macrona z En Marche! okropnie się zresztą krzywią na ten wyraz. W reformie chodzi o opracowanie algorytmu, który łączyłby zapotrzebowania na dane zawody w konkretnych regionach z wydawaniem pozwoleń. „Jeśli słowo »kwota« ma mówić o zamknięciu czy limitach, nie używajmy go” – mówi Florent Boudié, jeden z posłów LREM.