Abu Bakr al-Baghdadi został zabity w czasie akcji amerykańskich służb specjalnych w północnej Syrii 26 października. Twórca i w pewnym sensie samozwańczy lider tzw. Państwa Islamskiego (pozycję przywódcy i powstanie Kalifatu ogłosił w 2014 r.) przez lata uchodził za najbardziej poszukiwanego mężczyznę na świecie. Przewodził listom najniebezpieczniejszych kryminalistów w USA, oskarżony o terroryzm, organizowanie i przeprowadzanie porwań i morderstw co najmniej kilkunastu osób.
Śmierć Baghdadiego nie oznacza jednak końca ISIS. Choć Kalifat jest daleki od potęgi, którą stanowił na Bliskim Wschodzie jeszcze kilka lat temu, i kontroluje znacznie mniej terenów, organizacja pozostaje aktywna zarówno militarnie, jak i propagandowo. Zaledwie cztery dni po odejściu lidera namaściła też nowego przywódcę – został nim Abu Ibrahim al-Hashimi al-Qurashi.
Niewiele na razie o nim wiadomo, ale przy okazji ogłoszenia tej decyzji Kalifat wystosował w kierunku Ameryki i świata zachodniego bardzo jasne przesłanie. „Nie cieszcie się z tego wyboru” – napisał rzecznik prasowy ISIS. „Kalifat jest nie tylko mocno zakorzeniony w Afryce, stoi też na progu Europy i mocno rozwija się na Zachodzie i Wschodzie”.
Adam Szostkiewicz: Trump może się chwalić, że błysnął jako lider
FBI na tropie islamistów
Baghdadi był dla Amerykanów wrogiem numer 1, ale nie był jedynym poszukiwanym islamistą.