Przywódcy krajów UE ostatniej nocy wyznaczyli dla całej wspólnoty cel neutralności klimatycznej w 2050 r., ale z zastrzeżeniem, że „jeden kraj członkowski na tym etapie nie może zobowiązać się do wdrażania tego celu”, a szczyt wróci do tematu w czerwcu. Nawet jak na żargon brukselski to nie lada sztuczka, która pozwoliła nowemu szefowi Rady Europejskiej Charlesowi Michelowi ogłosić „porozumienie” w sprawie klimatu, choć Polska się uchyliła. A po brexicie będzie piątym co do wielkości krajem wspólnoty.
To nie koniec ambiwalencji, bo choć brak naszej zgody jest ciosem w tzw. Zielony Ład, to Ursula von der Leyen ostatniej nocy potwierdziła, że Komisja Europejska nie zmienia harmonogramu propozycji legislacyjnych m.in. w sprawie prawnego umocowania celu neutralności. Sęk w tym, że w przypadku tych przepisów przewidzianych Zielonym Ładem stosuje się głosowania większościowe, więc Polska – w przeciwieństwie do reguł ze szczytów – nie będzie mogła nic wetować.
Czytaj też: Zielony Ład dla Europy. Polacy są na „tak”
Polska została sama
Obietnice w sprawie pomocy finansowej dla „sprawiedliwej transformacji” energetycznej, które zamieszczono w decyzjach szczytu, wyglądają dość mgliście, więc zarzuty Morawieckiego nie były w tej kwestii bezpodstawne. Negocjacje ostatniej nocy polegały na próbach wyrwania od Rady Europejskiej dodatkowych szczegółów na temat pieniędzy i walce o zapis, że neutralność w 2050 r.