Podsumowaniem dyskusji Parlamentu Europejskiego będzie rezolucja, która niemal na pewno zostanie zatwierdzona już w czwartek. Naszkicowany tekst ponagla chorwacką prezydencję do kontynuowania działań w ramach art. 7 traktatu, czyli wysłuchań przedstawicieli Polski i Węgier, a nawet do sformułowania zaleceń dla tych krajów. Komisję Europejską wzywa zaś do dalszego wykorzystywania dostępnych narzędzi, w tym wnioskowania do Trybunału Sprawiedliwości UE o doraźne zamrażanie spornych przepisów zagrażających prawom podstawowym i zasadom państwa prawa.
Jednym z głównych powodów zorganizowania debaty w PE były obawy, że Chorwacja, kierująca wspólnotą w tym półroczu, zaniedba sprawę artykułu 7. Rząd Andreja Plenkovicia już zapowiedział, że nie zamierza się tym zajmować na styczniowym posiedzeniu Rady UE ds. Ogólnych. Chorwaci, choć publicznie są „poprawniejsi”, zakulisowo wyjaśniają, że nie chcą zajmować się praworządnością w Polsce i na Węgrzech „tak intensywnie jak fińska prezydencja”. Zagrzeb tłumaczy się krótkim stażem członkowskim, który przeszkadza w „pouczaniu innych krajów”.
Postępowanie z art. 7 wobec Polski na tym etapie sprowadza się do dyskusji unijnych ministrów, ale jest mimo braku konkretnych skutków formą politycznej presji na Warszawę. I dlatego poprzednia Komisja Europejska (kierowana przez Jeana-Claude′a Junckera) przy wsparciu europarlamentu mocno i zwykle skutecznie popychała niechętną Bułgarię czy Rumunię, by w czasie swych prezydencji nie uchylały się od zajmowania tą sprawą. Czy uda się teraz wpłynąć na Chorwatów?
Czytaj też: „Ustawa kagańcowa”, czyli czarny scenariusz dla Polski w Europie
Ryzyko wyrządzenia nieodwracalnych szkód
Wiceprzewodnicząca KE Vera Jourova tłumaczyła europosłom w środę, dlaczego Komisja zwróciła się do Trybunału Sprawiedliwości UE o zamrożenie działania stworzonej przez PiS Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. „Polski Sąd Najwyższy, kierując się wskazówkami TSUE (chodzi o wyrok z 19 listopada), zdecydował, że Izba Dyscyplinarna nie spełnia wymogów niezależności, a zatem nie jest sądem w pojęciu prawa unijnego i polskiego. Mimo to Izba Dyscyplinarna nadal działa na pełną skalę, co rodzi ryzyko wyrządzenia nieodwracalnych szkód sędziom poddanym postępowaniom dyscyplinarnym” – wyjaśniła.
Przypomnijmy, że decyzja KE kierowanej przez Ursulę von der Leyen oznacza zamrożenie „nowego otwarcia”, które w relacjach z rządem Mateusza Morawieckiego zapowiadała. Teraz stosunki na linii Bruksela–Warszawa z pewnością będą bardziej napięte.
Czytaj też: Sędziowie przeszli w milczeniu. To był marsz tysięcy tóg
Sikorski kontra Szydło
Podczas debaty w Parlamencie Europejskim doszło m.in. do bardzo ostrej wymiany zdań między Beatą Szydło i Radosławem Sikorskim, któremu była premier zarzuciła kłamstwa. Niegdyś szef MSZ stwierdził, że nie wiemy, czy – jak twierdziła Szydło – wszystko w Polsce dzieje się w zgodzie z konstytucją. „Bo pani wydała postanowienie niepublikowania wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Od tego zaczęło się łamanie praworządności” – mówił Sikorski. Zarzucił też Szydło, że nie jest bezstronna, bo w jej sprawie toczą się postępowania: 26 przesłuchań niewinnego kierowcy seicento (chodzi o wypadek z udziałem byłej premier).
Przedstawiciele głównych frakcji PE wyrażali dziś poparcie dla Komisji Europejskiej i polskich sędziów, których delegacja przyjechała do Brukseli. „Prześladowania sędziów, jakie mają miejsce w Polsce, są bezprecedensowe w historii UE. Polscy sędziowie to europejscy sędziowie. Muszą mieć zagwarantowaną niezależność, musimy ich chronić” – zapewniał słowacki liberalny europoseł Michał Szimeczka.
Czytaj też: „Wypierpol” zamiast polexitu
Pieniądze za praworządność?
Spośród polskich europosłów tylko Sylwia Spurek mocno wzywała do ustanowienia mechanizmu wiążącego wypłatę funduszy z przestrzeganiem praworządności. Komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders zapewniał, że to priorytet. Inni polscy europosłowie z reguły omijali temat pieniędzy. W czwartek odrębnie będzie głosowana poprawka do rezolucji przypominająca, że już w poprzedniej kadencji europarlament poparł zasadę „pieniądze za praworządność”.
Komisja Europejska w 2018 r. zaproponowała regułę wiążącą wypłaty funduszy z praworządnością po 2020 r. Wedle najnowszego projektu w tej sprawie, który w grudniu przedłożyła Finlandia, decyzję o ograniczeniu funduszy miałaby proponować KE, a zatwierdzać ministrowie w Radzie UE. Dokument nie rozstrzyga, jak definiować wymaganą do tego większość, co może być kluczowe dla skuteczności takiego narzędzia.
Finowie podkreślali, że decyzje w tej sprawie miałyby zapadać tylko przy deficytach praworządności, które „w wystarczająco bezpośredni sposób” wpływają na ryzyko złego zarządzania funduszami UE i ryzyko dla interesów finansowych wspólnoty. To mogłoby oznaczać znacznie większe zagrożenie dla Węgier niż Polski.
Bruksela do Warszawy: Wstrzymajcie prace nad „ustawą kagańcową”