Następca Donalda Tuska Charles Michel przedstawił pod koniec ubiegłego tygodnia projekt kompromisu budżetowego na lata 2021–27, który będzie tematem szczytu zaczynającego się w najbliższy czwartek w Brukseli. Do ugody trzeba jednomyślnej zgody wszystkich państw członkowskich.
Unijni ministrowie w poniedziałek obradowali nad tym projektem i sygnały o losach szczytu nie były przesadnie optymistyczne. Wiadomo, że główni płatnicy protestują przeciw zbyt dużym składkom. Konrad Szymański przekonywał, że ze względu na podziały „trudno wyobrazić sobie porozumienie” już w tym tygodniu, choć np. Polska deklaruje gotowość do rozmów o kształcie mechanizmu „pieniądze za praworządność”, a nawet niezbyt głośno narzeka na odchudzenie swej koperty w podziale funduszy.
Czytaj też: Fundusze UE za praworządność? Debata o sytuacji w Polsce
Michel łagodniejszy dla Warszawy
Zasada „pieniądze za praworządność” to przede wszystkim efekt tego, co w ostatnich latach dzieje się w Polsce i na Węgrzech. Nacisk kluczowych krajów i europarlamentu (który zatwierdza finalną wersję budżetu) sprawia, że trudno wyobrazić sobie zgodę na nową „siedmiolatkę” bez powiązania wypłat z przestrzeganiem zasad państwa prawa.
W oryginalnym projekcie „pieniądze za praworządność” z 2018 r. decyzje o zawieszeniu bądź ścięciu wypłat dla krajów z systemowymi brakami w praworządności miała podejmować de facto Komisja Europejska.