Joe Biden to żywa ilustracja tezy, że w wieku 77 lat trudno się zmienić i pozbyć własnych mankamentów. Były wiceprezydent po raz kolejny popisał się werbalnym rozmemłaniem. Popełnił gafę wyjątkowo niemądrą i szkodliwą, obrażającą Afroamerykanów. A jest to najlojalniejszy odłam demokratycznego elektoratu, któremu Biden zawdzięcza w dodatku – nieformalną jeszcze, ale praktycznie pewną – nominację do Białego Domu. To czarni zapewnili mu zwycięstwa w prawyborach w Karolinie Południowej i w superwtorek, czyniąc z niego lidera.
Czytaj też: Czy Donald Trump ma z kim przegrać?
Gdy rządzili Obama z Bidenem
W programie radiowym „The Breakfast Club” czarnoskóry dziennikarz znany jako Charlemagne wypytywał Bidena, co zrobi dla afroamerykańskich wyborców, gdy zostanie prezydentem. Nie był zachwycony odpowiedziami i pod koniec wywiadu dał prowokacyjnie do zrozumienia, że nie wie, czy go poprze. Wyraźnie poirytowany Biden odparł: „Jeśli masz problem z decyzją, czy jesteś za mną, czy za Trumpem, to nie jesteś czarny”. Innymi słowy: prawdziwy Afroamerykanin ma obowiązek na niego głosować, a poparcie obecnego prezydenta niejako wyklucza z etniczno-rasowej wspólnoty.
Według sondaży Bidena popiera 80–95 proc. czarnoskórych wyborców, choć głównie jako polityka Partii Demokratycznej z jej programami pomocy dla biednych, wyrównywania szans mniejszości, a przede wszystkim jako bliskiego współpracownika i przyjaciela pierwszego czarnoskórego prezydenta USA Baracka Obamy. 10 albo kilkanaście procent (wyniki się różnią) gotowych jest jednak głosować na Trumpa.