Komuniści nie zasypiają gruszek w popiele. Mimo pandemii przygotowali się do przyspieszenia w Hongkongu. Zeszły rok stał pod znakiem protestu przeciw próbom nałożenia kagańca na metropolię, buntu i wielomiesięcznego rozgardiaszu, którego nie zdołali uporządkować pekińscy namiestnicy. W czasie epidemii ulice opustoszały, a teraz zapełniają się nową energią, napędzaną kolejną rundą pomysłów na zburzenie unikalności hongkońskiego ustroju.
Sławomir Sierakowski: Hongkong. Pokolenie sprzeciwu
Koniec z zasadą „jeden kraj, dwa systemy”
Parlament chiński przegłosował właśnie ustawę o bezpieczeństwie narodowym w Hongkongu. Jest krótka – ma wstęp i siedem artykułów. Zakazuje m.in. podważania chińskiego władztwa w mieście i pierwszy raz pozwala działać tam chińskim służbom. Ustawę przyjęto niemal jednogłośnie. Za było 2878 deputowanych, wstrzymało się sześciu i aż jednej osobie nowe rozwiązania się nie spodobały. Prawdopodobnie nie była to brawurowa szarża wymierzona w ścisłe kierownictwo partii, raczej zwykła pomyłka. Przepisy czekają prace konkretyzujące, ich wyniki powinny być znane pod koniec lata.
Prawo w Chinach jest z reguły celowo formułowane mgliście, jego stosowanie zależy więc od interpretacji, a ta zwłaszcza w kwestiach tak poważnych jak bezpieczeństwo pozostaje domeną władz. Wątpliwości co do intencji towarzyszących reformie nie mają hongkońscy krytycy. Hongkong odruchowo reaguje kryterium ulicznym, atmosferę podgrzewają też prace lokalnego parlamentu (z większością przychylną Pekinowi) nad przepisami kryminalizującymi okazywanie braku szacunku „Marszowi Ochotników”, hymnowi ChRL, który bywa w Hongkongu wygwizdywany podczas zawodów sportowych.