Zjawisko nabrzmiewa od początku niepodległości. Reformy gospodarcze, powstanie prywatnej własności i ukształtowanie się silnej grupy oligarchów w sytuacji, gdy prawo nie nadążało za przemianami, stworzyło schematy korupcyjne, których kraj wciąż nie potrafi zwalczyć. Zwłaszcza że przez lata walka z korupcją była na ostatnim miejscu zainteresowań wszystkich rządów i prezydentów.
Korupcja na Ukrainie. Bez łapówki ani rusz
O korupcji mówiło się prawie oficjalnie, wiadomo było, że w każdej niemal dziedzinie trzeba mieć kryszę, opiekuna, który z takiej opieki czerpie stosowne zyski: gospodarcze lub polityczne. Skorumpowani byli pogranicznicy, którym każdy przekraczający granicę wsuwał w paszporcie kilkudziesięciodolarową wziatkę, co traktowano niemal jak obowiązek. Wziatki brała drogówka, urzędnicy za załatwienie prostej sprawy, hotelowa obsługa za udostępnienie faksu, nauczyciele za lepsze oceny, pracownicy uczelni za zdany egzamin. Powszechne było przekonanie, że nie da się nic załatwić bez łapówki. Specjaliści mówią o korupcji urzędniczej i gospodarczej.
Klasycznym przykładem takiej mentalności były polskie wizy: na drzwiach konsulatu w Kijowie wisiał ogromny plakat, na którym w trzech językach – ukraińskim, rosyjskim i polskim – literami jak przysłowiowy wół zapisano, że są darmowe. Mało kto w to jednak wierzył, bo przecież nie ma nic za darmo. Wśród kolejkowiczów uwijali się więc oszuści, inkasując po 100 dol. za wizę od ręki.
Na pytanie o korupcję 66 proc. badanych odpowiadało, że leży w naturze Ukraińców i jest integralną częścią ich życia.