We wtorek podczas święta niepodległości Białorusi władza powstrzymała się od interwencji, choć wokół placu stała duża liczba ciężarówek z milicją i/albo omonowcami. Atak na demonstrantów akurat w taki dzień byłby władzy nie na rękę. Ale zrobiono to już dzień później. OMON nie był tak brutalny jak w pierwszych dniach po wyborach, gdy dostał zadanie sterroryzowania społeczeństwa przez skatowanie tysięcy ludzi, często zwykłych przechodniów albo przypadkowych kierowców.
Łukaszenka bardziej brutalny być nie może
Wróciły jednak areszty i rozpędzanie demonstracji. W reakcji na to ludzie postanowili zebrać się dziś o 18:30 (17:30 polskiego czasu) na pl. Niepodległości. Czego należy się spodziewać? Łukaszenka kazał resortom siłowym „skończyć z demonstracjami” i najwyraźniej rozkaz właśnie zaczął być realizowany. Z tego powodu można podejrzewać, że OMON znowu zaatakuje. Co jednak, jeśli przyjdzie kilkadziesiąt tysięcy ludzi? Władza dotąd radziła sobie, tak albo inaczej, z demonstracjami na kilka tysięcy, ale nie znalazła sposobu na tak duże protesty jak niedzielne, gdy gromadziło się kilkaset tysięcy osób.
Wiele więc zależy od liczby demonstrantów. Łukaszenka jest dyktatorem i nawet tak o sobie mówi: „Jako wasz dyktator powiem, że...”. Ale nie może całkowicie ignorować opinii publicznej. Wie, że na brutalności służb stracił dużo z tego niewielkiego poparcia, które mu zostało.