Świat

Biden wygrywa w Pensylwanii. Trump pogodzi się porażką?

Joe Biden Joe Biden Leah Millis / Reuters / Forum
Donald Trump, jak było do przewidzenia, nie może się pogodzić z porażką i twierdzi, że wybory są fałszowane. „Prezydenckość” przez cały czas pokazywał za to Joe Biden.
Nowy Jork. Demonstranci wzywają do policzenia wszystkich głosów.Anik Rahman/ Zuma Press/Forum Nowy Jork. Demonstranci wzywają do policzenia wszystkich głosów.

Wygrana Joego Bidena jest przesądzona, bo – jak donoszą amerykańskie media – udało mu się wygrać w Pensylwanii i zdobyć ponad 270 głosów elektorskich (to niezbędne minimum). Teraz jego przewaga może tylko rosnąć.

Wciąż liczone są głosy w Georgii, Arizonie i Nevadzie. Już w piątek nad ranem czasu polskiego kandydat demokratów uzyskał więcej głosów w Georgii i Pensylwanii. W obu tych stanach Trump początkowo prowadził, gdyż najpierw udało się policzyć głosy oddane osobiście 3 listopada, ale później jego przewaga topniała i na prowadzenie wyszedł Biden. W Arizonie prowadził niemal od początku; jego przewaga zmniejszyła się w miarę liczenia, ale nadal się utrzymuje. W Nevadzie różnica na korzyść demokraty nie maleje.

Przerwać liczenie! Liczyć!

W czwartek wieczorem czasu amerykańskiego Donald Trump oświadczył: „Jeżeli policzyć legalne głosy, łatwo wygrywam. Jeżeli się liczy głosy nielegalne, próbują ukraść nam zwycięstwo”. Oni – znaczy Joe Biden i demokraci. Prezydent nie zaprezentował jakichkolwiek dowodów. Transmitujące jego wystąpienie trzy główne amerykańskie sieci telewizyjne CBS, NBC i ABC nie wytrzymały i przerwały nadawanie, oświadczając, że nie będą nagłaśniać kłamstw. CNN pokazała transmisję, ale prostowała prezydenckie insynuacje. Większość mediów, poza prawicowymi tubami Trumpa, komentuje tę mowę jako oburzający atak na amerykański system wyborczy i wyraz pogardy dla konstytucji.

Republikanie oskarżają demokratów, że liczone są głosy nielegalne, ale nie pokazują dowodów. W Nevadzie zarzut taki postawił w czwartek przybyły tam wierny lojalista Trumpa, były ambasador w Niemczech Richard Grenell, twierdząc, że policzono 10 tys. głosów osób nieżyjących i nielegalnych imigrantów. Ponieważ nie przedstawił nic na poparcie swych oskarżeń, oburzył się nawet korespondent telewizji Fox News. W Pensylwanii obóz prezydenta domagał się, by komisje w okręgach, gdzie wciąż liczono głosy, wpuściły republikańskich obserwatorów. Kiedy w Filadelfii na to zezwolono, jeden z nich zaczął filmować liczenie i został usunięty. W dwóch stanach, gdzie Biden dogania Trumpa, jego stronnicy żądają przerwania liczenia. W Arizonie, gdzie liczenie wykazywało w czwartek, że Trump nadrabia straty, domagają się kontynuacji. W kilku stanach, gdzie Biden wygrał dość nieznacznie, jak w Wisconsin, Trump żąda ponownego liczenia.

„Prezydencki” Biden, nieufny Trump

W 2016 r. Hillary Clinton też przegrała w Wisconsin – oraz w Michigan i Pensylwanii – różnicą kilkunastu lub kilkudziesięciu tysięcy głosów (populacja Wisconsin to prawie 6 mln), ale kiedy przeważyło to szalę w kolegium elektorskim na rzecz Trumpa, natychmiast uznała swoją przegraną.

W czwartek Biden w Wilmington powiedział, że o wyniku zdecydują wyborcy, wszystkie głosy zostaną policzone i chociaż wierzy w swoje zwycięstwo, zaapelował do zwolenników o cierpliwość. Jego wystąpienie – powściągliwe, spokojne, prezydenckie – kontrastowało z nieliczącym się z prawdą przemówieniem Trumpa. Biden ma zabrać głos jeszcze dziś wieczorem (czasu USA).

Czytaj też: Jakiej Ameryki chce Biden?

Biały Dom ogłosił, że „Trump zostanie ponownie wybrany”. Poparli go prominentni politycy republikańscy w Kongresie. Lider mniejszości w Izbie Reprezentantów Kevin McCarthy powiedział w Fox News, że „każdy Amerykanin powinien przeciwstawić się temu, co się dzieje”, mając na myśli zdecydowane prowadzenie Bidena w czterech stanach. A senator Lindsey Graham stwierdził wprost: „Solidaryzuję się dziś z prezydentem Trumpem”. Graham to szczególnie odrażająca postać, znana z rzadkiego nawet wśród polityków oportunizmu. Przyjaźnił się z nieżyjącym republikańskim senatorem Johnem McCainem, bohaterem wojny w Wietnamie, który zwrócił się przeciw Trumpowi. Kiedy prezydent zaczął go obrażać (czyni to nadal po jego śmierci), Graham nie stanął w jego obronie.

Trump wierzy, że Sąd Najwyższy rozstrzygnie na jego korzyść spór w Pensylwanii, gdzie liczy się głosy korespondencyjne, które nadeszły po 3 listopada, a zostały wysłane wcześniej. Ten sam sąd uznał, że stan ma do tego prawo, gdyż opóźnienia wynikają z nawału głosów oddawanych listownie w związku z pandemią. Republikanie kwestionują to orzeczenie, twierdząc, że do zmiany regulacji w Pensylwanii prawo mają nie sądy, lecz stanowa legislatura. W innych stanach, gdzie Biden nieznacznie wygrał lub wygrywa, kontestują sposób liczenia głosów. Nigdzie jednak nie przedstawiają dowodów nadużyć.

Czytaj też: Ameryka głosuje po swojemu

Kryzys bez precedensu

Byłoby przejawem niewiary w amerykańską demokrację sądzić, że Trumpowi uda się nie dopuścić do oficjalnego ogłoszenia wygranej Bidena. Eksperci obawiają się jednak, że prezydent dąży do wywołania takiego zamieszania, wzbudzenia tylu wątpliwości i spiętrzenia tylu przeszkód, że może to spowodować opóźnienia w certyfikacji wyników głosowania w stanach, co powinno nastąpić do 20 dni od daty wyborów. Amerykański proces wyborczy jest skomplikowany – po certyfikacji zbierają się elektorzy i głosują zgodnie z rezultatem w swoich stanach. Trump może też liczyć na manipulacje z doborem elektorów w stanach rządzonych przez republikanów.

Wszystko to nie ma precedensu w najnowszej historii Ameryki. To najgroźniejszy kryzys w kraju od czasów wojny secesyjnej. Bo w tle sądowych sporów są jeszcze gromadzący się na ulicach fani obu kandydatów. Niektórzy z bronią.

Czytaj też: Trump czy Biden? O wyborach przesądzi poczta

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną