Choć 45. prezydent USA nie uznał swojej porażki w wyścigu o reelekcję, ostatnie działania jego administracji dowodzą, że wykorzysta czas na pospieszne realizacje swoich polityczno-biznesowych planów. A przede wszystkim zadba o interesy korporacji i wielkiego biznesu, które zawsze były mu drogie.
Nigdy nie ukrywał, że blisko mu zwłaszcza do przemysłu wydobywczego – jedną z jego pierwszych kadrowych decyzji było powołanie na stanowisko sekretarza stanu Rexa Tillersona, wieloletniego szefa koncernu paliwowego Exxon Mobile. Trump też niespecjalnie przejmuje się środowiskiem, uważając je najwyżej za niewykorzystaną przestrzeń inwestycyjną. Pierwszym szefem EPA, federalnej agencji ochrony środowiska, był Scott Pruit, prawnik, który w ostatnich latach przyjął od lobby wydobywczego ponad ćwierć miliona dolarów w kampanijnych datkach.
Największy obszar chroniony w USA
Chęć sprzyjania nafciarzom i ekologiczny sceptycyzm spotkały się właśnie w jednym miejscu. Biały Dom na początku tygodnia „wezwał na nominacje” chętnych do podjęcia działalności wydobywczej na Alasce. Dokładniej rzecz ujmując: na terenie obejmującego 7,4 mln ha rezerwatu dzikiej przyrody, którego spora część rozciąga się wzdłuż amerykańskiego wybrzeża Oceanu Arktycznego. To największy obszar chroniony w USA, dotychczas praktycznie nietknięty przez wielki przemysł. Trump chce to zmienić i są szanse, że uda mu się jeszcze przed końcem kadencji.
„Wezwanie na nominacje” to zaproszenie podmiotów prywatnych do wskazywania obszarów, na których chciałyby prowadzić odwierty.