Kilka tygodni temu wydawało się, że przynajmniej niektórym krajom na kontynencie uda się wyjść na prostą relatywnie szybko. Wprawdzie świat z przerażeniem patrzył na brazylijską katastrofę, z milionem przypadków zachorowań w ciągu 14 dni, niewydolną służbą zdrowia, nieodpowiedzialnymi decyzjami prezydenta negacjonisty i autobusami wykorzystywanymi do przewozu zwłok, ale w innych miejscach działy się rzeczy napawające nadzieją. Chociażby w Chile, uznawanym tam za lidera w kwestiach modernizacyjnych, nawet jeśli na wyrost. Wydawało się, że rząd radzi sobie z akcją szczepień modelowo. Odkąd w grudniu ubiegłego roku do kraju trafiły pierwsze dawki – 21 tys. sztuk Pfizera – do dzisiaj podano ich prawie 11,4 mln. 4,25 mln osób przeszło już przez kompletny cykl szczepień – podaje agencja Reutera.
Oznacza to, że 22,4 proc. populacji kraju uzyskało pełną odporność. To wynik więcej niż przyzwoity, biorąc pod uwagę, że w tym blisko 19-milionowym kraju dostęp do służby zdrowia bywa bardzo utrudniony z powodu gigantycznych odległości, nierówności społecznych i sporych dysproporcji w poziomie życia między miastami i obszarami wiejskimi.
Czytaj też: Turyści plus. Latają dookoła świata, żeby się zaszczepić
Miał być cud jak w Izraelu
Jeszcze na początku marca chilijski cud szczepionkowy zestawiano z