Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Gdzie się podziała Kamala Harris?

Od początku kadencji Bidena specjaliści od piaru dbali, by podkreślać rolę Kamali Harris jako numer dwa w jego ekipie. Od początku kadencji Bidena specjaliści od piaru dbali, by podkreślać rolę Kamali Harris jako numer dwa w jego ekipie. Sarah M. McClanahan / Flickr CC by 2.0
Do licznych wyzwań stojących przed rządzącymi w Białym Domu i Kongresie demokratami należy dołączyć „problem Kamali Harris”, jak złośliwie, ale nie bez racji, pisze o pani wiceprezydent konserwatywny tygodnik „National Review”.

Sondaże wskazują, że tylko 41 proc. Amerykanów ocenia Kamalę Harris dobrze i aż 36 proc. ma o niej „bardzo nieprzychylną” opinię. To znacznie gorsze notowania niż Joego Bidena, którego pochwala jako prezydenta 53 proc. społeczeństwa. Popularność urzędującego od raptem czterech miesięcy wiceprezydenta normalnie nie powinna nas obchodzić, ale tym razem ma znaczenie, gdyż Biden liczy sobie 78 lat i nie wiadomo, jak długo będzie sprawował władzę. Jeżeli, w wypadku spełnienia się najgorszego scenariusza, nie dotrwa do końca pierwszej lub drugiej kadencji, Harris automatycznie zostanie jego następczynią. A jeśli w 2024 r. nie będzie się ubiegał o reelekcję, pierwsza w historii USA wiceprezydentka będzie w wyborach naturalną kandydatką do sukcesji.

Czytaj też: 100 dni Bidena. Idzie dalej niż Obama

Co Kamala ma do powiedzenia

Biden wybrał Harris jako swoją wice, bo w czasie kampanii obiecał, że jego kandydatem na to stanowisko będzie kobieta, a etniczno-rasowy background Kamali – jest córką hinduskiej imigrantki i czarnoskórego mężczyzny – mobilizował do głosowania kluczowych dla demokratów afroamerykańskich wyborców. Styl zachowania ówczesnej senator Harris – jej agresywność i twardość w sporach z republikanami w Kongresie – uznano za ważną zaletę w konfrontacji z Trumpem i jego pretorianami. W kampanii asertywna i apodyktyczna Kamala była atutem i pomogła zapewnić Bidenowi masowe poparcie czarnych. Ale rządzenie to co innego.

Od początku kadencji Bidena specjaliści od piaru dbali, by podkreślać rolę Harris jako numer dwa w jego ekipie – kiedy prezydent coś ogłaszał, przemawiał albo spotykał się z mediami, pani wiceprezydent stała nieopodal na baczność, jakby dodatkowo zatwierdzając swą obecnością to, co miał do powiedzenia. Kiedy jednak dziennikarze próbują ją zapytać o coś w związku z programem nowej administracji, otoczenie wiceprezydentki blokuje do niej dostęp, a jeśli uda im się tę barierę pokonać, Harris niemal nigdy nie udziela wyraźnej odpowiedzi, zasłaniając się dyplomatyczną nowomową albo nic nieznaczącymi frazesami. Zdesperowani reporterzy, którzy towarzyszyli Kamali w podróżach po kraju, doszli do wniosku (i przekazali to swoim szefom), że to zbędny wydatek, bo pani wiceprezydent nie chce nic mówić albo nie ma nic istotnego do powiedzenia.

Harris podobnie zachowywała się już w zeszłorocznych prawyborach i debatach telewizyjnych, lawirując i unikając wyrażenia opinii na jakikolwiek temat. Kiedy objęła urząd wiceprezydenta, jej wizerunek polityczki nieautentycznej, nieszczerej, niezdolnej do spontanicznej wypowiedzi i maskującej prawdziwe przekonania – których może w ogóle nie posiada – jeszcze się utrwalił. Dochodzi do tego rys autorytaryzmu, związany z jej stylem prokuratora, którym była przez wiele lat w Kalifornii, zanim wylądowała w Senacie. Nie przysparza to jej popularności.

Czytaj też: Kolorowy gabinet Bidena

Mission impossible u granic Meksyku

Czuwanie na baczność przy przemawiającym Bidenie, które stało się tematem dowcipów, może podkreślać, że Harris uczy się od prezydenta, szkoli do ewentualnego objęcia najwyższego urzędu. Powstała jednak kwestia, czym pani wiceprezydentka ma się w administracji zajmować, aby nie pozostać – jak niektórzy jej poprzednicy na tym stanowisku – specjalistką od wyjazdów na pogrzeby mniej ważnych światowych przywódców.

W marcu ogłoszono, że Kamala będzie kierować staraniami, aby poprawić sytuację na granicy z Meksykiem, którą republikańska opozycja i media słusznie nazywają „kryzysem”. Rozluźnienie restrykcji wprowadzonych przez Trumpa wywołało nowy napór nielegalnych imigrantów, których dziesiątki tysięcy, w tym wielka liczba dzieci, przenika przez granicę. Zatrzymywanych nie ma gdzie lokować, bo rząd Bidena nie przygotował się na tę – stworzoną przez siebie – sytuację. Przydzielenie Harris działki imigracyjnej uznano za wysłanie ją na „misję niewykonalną” i wzbudziło nawet makiaweliczne podejrzenia, że bidenowcy chcą ją w ten sposób pogrążyć...

Zachęcane przez republikanów media zaczęły Harris wypytywać, kiedy pojedzie na granicę z Meksykiem, aby zbadać sytuację na miejscu, ale pani wiceprezydent znowu zaczęła się wykręcać, sugerując, że... wcale się tam nie wybiera. Biały Dom oznajmił wtedy, że tak naprawdę pani wiceprezydent ma się tylko zająć rokowaniami z państwami Ameryki Środkowej, skąd napływają imigranci i którym USA będą pomagać, aby polepszyć ich warunki życia i w ten sposób zachęcić do pozostania w kraju. Była to oczywista próba wybrnięcia z wizerunkowej porażki. Harris nie ma żadnego doświadczenia w polityce zagranicznej, a poza tym wiadomo, że pomoc finansowa dla biednych i nękanych plagą przestępczości i skorumpowanych rządów krajów latynoamerykańskich nie rozwiąże problemu nielegalnej imigracji.

Czytaj też: Jak żyją nielegalni amerykańscy imigranci

Etykietka liderki lewicy

Nie znaczy to wcale, że wiceprezydentura Harris jest całkowitym fiaskiem. Atrakcyjna, pełna wigoru, charyzmatyczna i ciemnoskóra Kamala stanowi ważną przeciwwagę dla starszego o pokolenie, białego Bidena. Wraz z innymi członkami jego gabinetu jeździ po kraju i agituje za poparciem jego ambitnych planów. Jest twarzą kampanii o sprawiedliwość rasową, równość i tolerancję wobec mniejszości, wzywa Kongres do uchwalenia ustaw znoszących bariery przy głosowaniu i reformy policji, aby zapobiec podszytemu rasizmem nadużywaniu przez nią siły. Kiedy przemawia w tych sprawach, jest przekonująca.

Republikanie starają się w związku z tym przypiąć jej etykietkę przywódczyni demokratycznej lewicy, która rzekomo z ukrycia steruje podstarzałym Bidenem. To podwójny fałsz, ponieważ Kamala Harris nie jest radykałką, daleko jej do Berniego Sandersa i Alexandrii Ocasio Cortez, a jako polityczka pragmatyczna stara się po prostu wyważyć między demokratycznym establishmentem a lewicą w partii. Działa poza tym w pełnej harmonii z polityką Bidena, który z całą świadomością się zradykalizował, popierając liberalno-lewicowe postulaty demokratycznego elektoratu, zgodne z aspiracjami młodszego pokolenia Amerykanów.

Kamala Harris jest w trudnej sytuacji, gdyż musi balansować między znalezieniem swojego miejsca w ekipie Bidena, stworzeniem własnego politycznego profilu a rozproszeniem podejrzeń, że ma nadmierne ambicje i myśli tylko o przyszłym zamieszkaniu w Białym Domu. Tym m.in. życzliwi jej komentatorzy tłumaczą jej zachowanie i nadmierną ostrożność z mediami, wskazujące na wszechobecny lęk przed byle potknięciem. Republikanie wykorzystują to, aby oprócz gęby domniemanej liderki lewicy obrzydzić jej wizerunek i pogrążyć w oczach Amerykanów.

Czytaj też: „Będę walczyć o reelekcję”. Pierwsza konferencja Bidena

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną