Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Runet. Po co Putinowi swojski, „rosyjski internet”?

Dla opozycji i niepokornych jest ban, a dla reszty prawdziwie rosyjski internet. Dla opozycji i niepokornych jest ban, a dla reszty prawdziwie rosyjski internet. Smarterpix/PantherMedia
W internecie Kreml ma bardziej wyrównane szanse w starciu z Zachodem: cyberbroń jest tańsza od konwencjonalnej, niezwykle skuteczna i bezpieczna. Agresję Rosji trudniej tu udowodnić, więc chętnie z tych narzędzi korzysta. A jakie ma to znaczenie dla zwykłych Rosjan?

Prezydent Władimir Putin najwyraźniej wysoko ceni suwerenność. Najpierw od wzorców zachodnich odciął rosyjską demokrację, określając ją w 2005 r. właśnie mianem suwerennej, teraz taki ma być również internet. Temu służy przyjęta w 2019 r. ustawa o tzw. suwerennym Runecie, zobowiązująca władze do zabezpieczania sieci przed zagrożeniami z zewnątrz, a operatorów telekomunikacyjnych do wdrożenia specjalnych systemów, pozwalających Roskomnadzorowi (Federalnej Służbie ds. Nadzoru w Sferze Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej) w razie konieczności zarządzać wirtualnym ruchem. A dzięki głębokiej infiltracji – blokować niepożądane treści lub spowalniać transmisję danych.

Czytaj też: Kto i jak chce kontrolować sieć

Internet ma być „suwerenny”

Operację „suwerenność Runetu” testowano przez 30 dni latem, od połowy czerwca do połowy lipca. Brali w niej udział najwięksi rodzimi operatorzy, m.in. Rostelekom, MTS, Megafon, Bilajn, EP-Telekom oraz Transtelekom. Wszyscy odmówili dziennikarzom komentarza. Roskomnadzor wyjaśniał, że testy miały za zadanie zwiększyć integralność, stabilność oraz bezpieczeństwo internetu.

A że w logice Putina zagrożenie z reguły pochodzi z zewnątrz, to należało postawić firewalla przed Amerykanami. Zwłaszcza że w 2018 r. Kongres USA przyjął „agresywną” w jego ocenie strategię cyberbezpieczeństwa. „Tu nie chodzi o żadne zagraniczne zagrożenia, banowanie Facebooka czy Google′a.

Reklama