Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Pierwszy wirtualny szczyt Biden–Xi Jinping. Cel: zapobiec wojnie

Wirtualny szczyt Biden–Xi Jinping Wirtualny szczyt Biden–Xi Jinping Mandel NGAN / AFP / EAST NEWS
Dla Waszyngtonu pod rządami Joe Bidena Chiny nie są już potencjalnym „partnerem”, tylko „najpoważniejszym rywalem” w globalnym współzawodnictwie. Wirtualne spotkanie obu przywódców miało zapobiec, przynajmniej w najbliższym czasie, zbrojnej chińsko-amerykańskiej konfrontacji.

Przez ponad trzy godziny Joe Biden rozmawiał w poniedziałek wieczorem z prezydentem Chin Xi Jinpingiem. Ich pierwsze spotkanie w roli przywódców (w przeszłości spotykali się jako wiceprezydenci) miało charakter wirtualny. Prezydent USA wolał szczyt w realu, bo jak mało kto wierzy w perswazyjny potencjał osobistego kontaktu, a szczególnie swoją magię przekonywania. Xi odmówił – od początku pandemii, czyli od prawie dwóch lat, nie wyjeżdża z Chin, a ponieważ zaraza wciąż szaleje, to stąd zapewne jego obawy.

Biden–Xi. Jeszcze nie zimna wojna

Co właściwie wynikło z tego szczytu, dowiemy się później, bo Biały Dom już zapowiedział, że nie będzie żadnego „końcowego komunikatu”, i uprzedzał, żeby wiele nie oczekiwać. Stosunki USA z Chinami, jeszcze dekadę temu dość ciepłe, ochłodziły się do poziomu napięć zbliżających się albo porównywanych do sytuacji z okresu konfliktu Ameryki z ZSRR. Nie jest to – jeszcze? – zimna wojna, bo Chiny w odróżnieniu od Związku Sowieckiego i jego satelitów nie funkcjonują jak quasi-autarkiczny system ekonomiczny i ich gospodarka, otwarta na świat, jest na zasadzie symbiotycznej związana z amerykańską. Rzucają jednak Stanom wyzwanie ideologiczne – coraz głośniej mówią, że ich autokratyczny, monopartyjny system jest lepszy niż zachodnia demokracja, zachęcają kraje biednego Południa do naśladowania swego modelu i naigrawają się z Ameryki jako supermocarstwa „schyłkowego”.

To aluzja nie tylko do faktu, że doganiają ją ekonomicznie. Także do tego, że Ameryka sama ma kłopoty z demokracją i traci swoją soft power, a jej 79-letni (za kilka dni) prezydent dołuje w sondażach. Xi tymczasem systematycznie umacnia swoją władzę i na ostatnim plenum KPCH został namaszczony na prezydenta praktycznie dożywotniego, bo jako wodza nie wolno go będzie krytykować, a naród ma studiować jego „myśl”, jak kiedyś myśli „przewodniczącego Mao”. Dla Waszyngtonu pod rządami Bidena Chiny nie są już potencjalnym „partnerem”, tylko „najpoważniejszym rywalem” w globalnym współzawodnictwie. To język dyplomatyczny. Tzw. zwykli Amerykanie coraz bardziej widzą w Państwie Środka „żółte niebezpieczeństwo”. 15 lat temu większość miała przychylną opinię o Chinach, dziś 73 proc. wyraża opinię negatywną.

Czytaj też: Orwell w chińskim wydaniu

Tajwan pod ochroną USA

Chiński Smok naraził się Ameryce wielorako. Nieprzestrzeganie reguł Światowej Organizacji Handlu, do której go przyjęto – protekcjonizm, kradzież własności intelektualnej, zaniżanie kursu własnej waluty – co zaowocowało powiększeniem deficytu USA w wymianie z Chinami, trwa od dawna. W ostatnich latach doszło do tego naruszanie swobody żeglugi na Morzu Południowochińskim, tłumienie demokracji w Hongkongu – chociaż miał być „jeden kraj, dwa systemy” – i ukrywanie odpowiedzialności za wybuch pandemii. Rozbudowę armii, w tym arsenału atomowego, można uważać za naturalną konsekwencję rosnącej potęgi gospodarczej i ekonomicznej ekspansji. Ale w USA narasta niepokój, że może on zostać użyty do siłowego wcielenia do Chin Tajwanu, uważanego przez Pekin za jego prowincję nielegalnie oderwaną od macierzy.

Celem Xi jest w związku z tym uzyskanie od Bidena zapewnień, że pozostanie wierny zasadzie zadeklarowanej 42 lata temu przez Waszyngton polityki „jednych Chin”, tak jak ją Pekin rozumie, czyli uzna jego prawo do wchłonięcia Tajwanu. W układzie z 1979 r. USA cofnęły uznanie Tajwanu za niepodległe państwo i stwierdziły, że ChRL jest „jednym legalnym rządem Chin”. Nie „uznały” jednak, a jedynie „przyjęły do wiadomości” zwierzchność nad Tajwanem – tak brzmią sformułowania tekstu tego układu, zawartego z Pekinem przez administrację prezydenta Cartera.

Niejasność ta wyraża się w doktrynie „strategicznej dwuznaczności”, przez którą Tajwan nie może jednostronnie proklamować niepodległości, ale co odstrasza Pekin przed jego siłowym wcieleniem. W praktyce oznacza to, że nie wiadomo ostatecznie, co dokładnie USA zrobią w razie chińskiej inwazji na wyspę. Ustawa Kongresu zobowiązuje prezydenta do pomocy wojskowej wystarczającej do obrony Tajwanu.

Czytaj też: W Chinach wykuwa się nowy człowiek

USA–Chiny. Nie będzie odwilży

Wirtualne spotkanie Xi i Bidena miało sprawić, by nie doszło, przynajmniej w najbliższym czasie, do zbrojnej chińsko-amerykańskiej konfrontacji. Celem szczytu była stabilizacja stosunków. Oba supermocarstwa chcą zapobiec starciu niejako przez przypadek, w wyniku trudnej do opanowania eskalacji napięcia lub zwykłej pomyłki. W przygotowawczych rozmowach przed szczytem ustalono, że istnieją wciąż płaszczyzny możliwej współpracy, np. w zapobieganiu proliferacji broni nuklearnej albo walki z międzynarodowym terroryzmem. Padły też deklaracje wspólnych działań na rzecz powstrzymania katastrofalnych zmian klimatu. Po okresie zaostrzonego napięcia, jak w czasie rozmów szefów dyplomacji obu krajów w marcu na Alasce, gdzie doszło do publicznej kłótni, Waszyngton i Pekin tonują antagonistyczną retorykę.

Jest oczywiste, że ani Chiny, ani USA, nie chcą wojny. Skorzystaliby na niej tylko inni, np. Rosja, zainteresowana osłabianiem Ameryki. Wojna w Azji Wschodniej mogłaby też odwrócić uwagę od agresywnych poczynań Moskwy wobec Ukrainy i całej Europy Wschodniej. To, co mówi Putin w rozmowach z Xi Jinpingiem, jest nie mniej ważne i ciekawe od przebiegu chińsko-amerykańskiego szczytu.

W ogłoszonym po nim komunikacie Biały Dom wymienił wszystkie wspomniane wyżej wątki konfliktu między krajami jako tematy rozmowy. Wyraźnie jednak widać, że nie doszło do zbliżenia stanowisk w żadnej sprawie. W komunikacie znalazło się nawet zdanie sugerujące, że odwilży we wzajemnych stosunkach nie będzie: „Stany Zjednoczone stanowczo sprzeciwiają się jednostronnym wysiłkom na rzecz zmiany status quo albo podważenia stabilizacji w Cieśninie Tajwańskiej”.

Czytaj też: Kurs na ostrą dyplomację w Chinach

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną