To była 17. wielka konferencja prasowa Władimira Putina, który w tym roku wrócił do formatu bezpośredniego spotkania z dziennikarzami. „Prezydent tego właśnie sobie życzył” – ujawnił jego rzecznik prasowy Dmitrij Piesków. Tyle że zwykle dziennikarze dostawali akredytacje, a tym razem Kreml wybrał pół tysiąca osób, z którymi chce rozmawiać. „Agenci zagraniczni”, czyli pracownicy Radia Swodoba, telewizji Dożdż czy portalu Meduza, byli obecni, lecz nie mogli zadawać pytań. Zaproszenia nie dostała „Nowaja Gazieta”, której redaktor naczelny otrzymał niedawno Pokojową Nagrodę Nobla.
Czy będzie wojna? Putin odpowiada
Co roku na tę konferencję czeka zwyczajowo także świat, wsłuchując się w to, co Putin mówi, ale i wplata między wierszami. W 2021 Rosja dwukrotnie postawiła Ukrainę na krawędzi wojny, podsycała kryzys gazowy i wywierała presję na granicy białorusko-unijnej – najważniejszym słowem konferencji była więc „wojna”. Cała reszta – pandemia, Nawalny, media i sprawy społeczne – była jedynie przerywnikiem.
„Czy będzie wojna, na co mamy się szykować?” – spytał dziennikarz NTV, kiedyś stacji podobnej do polskiego TVN, dziś kontrolowanej przez władze. Putin nie mógł odpowiedzieć wprost. „Część historycznych ziem Rosji znalazła się poza jej granicami, głównie na Ukrainie – tłumaczył. – W 2014 r. na Ukrainie miał miejsce krwawy przewrót. A potem był Krym. Rosja nie mogła odmówić pomocy jego mieszańcom. Nie mogła też spokojnie patrzeć na zajścia w Donbasie, tym bardziej że jest on historycznie rosyjski”. Przekaz jest jasny: Putin tylko „zbiera ruskie ziemie”, a Moskwa pomaga rodakom. I wreszcie: to ona musi się bronić przed „zdradzieckim Zachodem”, a nie odwrotnie.
USA też by reagowały. Wot i wsio
Putin oskarżył przy okazji Kijów o szykowanie kolejnej ofensywy na Donbas. „Ostrzegają nas, żeby się nie mieszać” – mówił i podkreślił, że Rosja musi reagować, gdy na Ukrainie powstaje „anty-Rosja, dochodzi do prania mózgu i zbrojeń”. Jeśli zatem dojdzie do konfrontacji, to wskutek prowokacji na Donbasie. Jeszcze przed konferencją Putina przed tym samym scenariuszem przestrzegał minister obrony Siergiej Szojgu, informując o ponad stu amerykańskich najemnikach szkolących Ukraińców do operacji wymierzonych w separatystów.
Nie przeszkodziło to Putinowi jeszcze raz zapewnić dziennikarkę Sky News, że Rosja nie zamierza na Ukrainę napadać. Wszelkie działania „zależą od sytuacji w sferze bezpieczeństwa” – wyjaśnił. I odbił piłeczkę: „Jak zareagowałyby Stany Zjednoczone, gdybyśmy rozmieścili rakiety na granicy z Kanadą czy Meksykiem? One są u progu naszego domu”. Zdaniem Putina wszystkiemu winien jest Zachód, który chce włączyć Ukrainę do NATO. „Wot i wsio” (To wszystko) – puentował.
Czytaj też: Wojenne gry graniczne wokół Ukrainy. Czego chce Putin?
Rosja chce rozmawiać
Zachód obiecuje jedno, a robi coś przeciwnego, więc – przekonywał Putin – Rosja może tylko się bronić. Przypomniał, że miało nie być rozszerzania NATO, tymczasem takich inicjatyw było pięć. „Nabrali nas” – mówił i zastanawiał się, dlaczego za czasów, gdy szefował FSB, Zachód wspierał radykałów (w domyśle Czeczenów) na Kaukazie. Sam sobie odpowiedział – chodzi o to, żeby rozbić Rosję od środka. „Czego tu nie rozumiecie?” – pytał retorycznie. Jego zdaniem to Zachód powinien dawać gwarancję bezpieczeństwa Rosji, „i to natychmiast”, a nie na odwrót.
Rosja poza wszystkim chce rozmawiać. Putin podkreślił, że Joe Biden to rozumie, i przypomniał, że w styczniu rozpoczną się rozmowy z USA, a potem z NATO i OBWE, na temat gwarancji, których zażądała Rosja. Potwierdził, że odbędą się w Genewie i zostali już wyznaczeni członkowie delegacji. Innymi słowy: cokolwiek padnie z ust przywódcy Rosji, ministra spraw zagranicznych czy obrony, jakiekolwiek będą podejmowane działania na granicy z Ukrainą – należy uznać je za wstęp do styczniowych spotkań.
Czytaj też: Ukraińska wrzutka Putina. Czy NATO da się skusić?
Na Zachodzie jest jeszcze gorzej
Putin podkreślał też, że Rosja nie szkodzi Zachodowi, lecz Zachód szkodzi sobie sam, bo z nią nie współpracuje. Przykładem sprawa kryzysu gazowego. „Chcieliśmy dać im umowy długoterminowe” – mówił Putin. Ale Komisja Europejska stwierdziła, że sytuację reguluje wolny rynek. „I wot, pażałujsta!” (I tak, proszę bardzo!), stwierdził rosyjski przywódca, czyli „mają, czego chcieli!”.
Wróciła też kwestia Aleksieja Nawalnego – o niego i agentów zagranicznych zapytała rosyjska sekcja BBC. To zwykle ten moment konferencji, gdy można przyjmować zakłady: czy tym razem Putin wymieni z nazwiska swego osobistego wroga? Nie wymienił. W sprawie „człowieka, którego rzekomo otruto, wielokrotnie żądaliśmy dowodów i nie otrzymaliśmy żadnego. Zero reakcji” – skarżył się.
Przekonywał ponadto, że agenci zagraniczni mają się w Rosji bardzo dobrze, a prawo jest w tym względzie znacznie bardziej liberalne niż np. amerykańskie – NGO’sy mogą spokojnie funkcjonować, władza chce tylko znać źródła ich funkcjonowania („To nie my to prawo wymyśliliśmy, lecz Amerykanie w latach 30.”).
„A u was Murzynów biją” to stara metoda odwracania uwagi przez Putina. Jeśli pada niewygodne pytanie, obrazujące np. nieporadność służb, odpowiedź zwykle brzmi: „Na Zachodzie jest jeszcze gorzej”. Podobnie w przypadku pandemii: sytuacja jest bardzo zła, codziennie notuje się 25 tys. zakażeń, ponad tysiąc osób umiera, a szczepienia idą opornie. Tymczasem Putin przypomina, że „ze szczepieniami nie radzą sobie też Niemcy”. Rosja ma też problem z inflacją – jej planowany poziom został przekroczony dwukrotnie z 4 do 8 proc. No ale „w USA aż trzykrotnie” (nieważne, że z 2 do 6 proc.).
Czytaj też: Runet. Po co Putinowi swojski, „rosyjski internet”?
Putin dał się wytrącić z równowagi
Tematy krajowe, społeczne i bytowe nie są konikiem Putina. Na pytania w tej materii odpowiada szybko i z automatu. Chyba że trafią się kwestie światopoglądowe, np. o deprawowaniu młodzieży w mediach społecznościowych. Nadarzyła się w tym roku okazja, aby przypomnieć, że władze chcą wymusić na gigantach cyfrowych przestrzeganie prawa, a Kreml stoi na straży niewinności swoich młodych obywateli. W deklaracjach stoi też na straży wolności słowa: „Oczywiście regulacje nie mogą być przyjmowane kosztem wolności słowa. Musimy znaleźć złoty środek”. Rzecz w tym, że w czasie wrześniowych wyborów do Dumy giganci cyfrowi skapitulowali wobec Kremla i zablokowali aplikację Nawalnego.
Putin raz dał się zaskoczyć. Dziennikarz Echa Moskwy odczytał pytanie nieobecnego, bo niezaproszonego Dmitrija Muratowa, naczelnego „Nowoj Gaziety”. Noblista zapytał, czy Władimir Władimirowicz już wie, kto zamordował Annę Politkowską oraz czołowego opozycjonistę Borysa Niemcowa. Wydawałoby się, że byłego szpiega niełatwo wytrącić z równowagi. Ale Putin znów dał światu do zrozumienia, że przedstawiciele wolnych mediów są persona non grata i ani ta, ani kolejne konferencje tego nie zmienią.
Czytaj też: Polska na pierwszej linii starcia. Czy wciąż jesteśmy bezpieczni?