Atmosfera robi się coraz gęstsza, a ludzie zaczynają być nerwowi. Na przykład gdy w skrzynkach na listy dostają zawiadomienia o możliwości zajęcia ich samochodu terenowego na wypadek ćwiczeń, mobilizacji lub wojny. Takie pisma to rutynowy obowiązek ewidencji obronnych świadczeń rzeczowych wykonywany przez Wojskowe Komisje Uzupełnień. Od kilku lat wojskowa administracja bardziej przykłada się do zadań, stąd i wezwań dla posiadaczy terenówek – i każdego innego sprzętu czy nieruchomości przydatnych na cele obronne – pojawia się więcej. Co roku piszą o tym media, a mimo to zawsze robi się sensacja. Jakaś pani śmieje się, że przez pomyłkę, przeoczenie lub błędy w dokumentacji „wojsko chce wysłać na wojnę jej malutkie autko”, jakiś pan narzeka, że „w kamasze” ma oddać ciężarówkę, którą przecież zarabia na życie.
Jeszcze większa sensacja robi się, gdy żona boksera, a później sam bokser – wciąż legendarny Andrzej Gołota – otrzymuje wezwanie, by osobiście stawić się w wojskowej komendzie. Skoro armia sięga po sportowych emerytów, to chyba nie jest tak wesoło. Wokół huczy o wojnie, a z krajów NATO dochodzą wieści o podwyższaniu gotowości, wzmacnianiu kontyngentów na granicach z Rosją czy wzywaniu rezerwistów na ćwiczenia lub wszelki wypadek. Jak zwykle u Polaków rodzą się podejrzenia, że rząd szykuje coś w tajemnicy, a wezwania z WKU podsycają nieufność. Gdy słychać o „największym kryzysie bezpieczeństwa od II wojny światowej”, trudno nie mieć obaw.
Czytaj też: