Najlepszą wiadomością płynącą ze spotkania skrajnej prawicy w Madrycie jest konkluzja, że konieczne będą kolejne sympozja i rundy głębokiego namysłu. Premier Mateusz Morawiecki, który razem z delegacją PiS pojechał do stolicy Hiszpanii, obiecuje wspólne przygotowanie – rzecz jasna przełomowego – dokumentu o przyszłości Europy, tym razem zorganizowanej w związek suwerennych państw.
Pobrzmiewa w tym bezradność. Wygląda bowiem na to, że montaż prawicowo-populistycznej międzynarodówki, mający doprowadzić do budowy zdrowej alternatywy dla przegniłej i zbyt potężnej Unii Europejskiej, jest na etapie mgławicowego projektu. I pewnie tak ma pozostać. Uczestnikom madryckiego spotkania, a wcześniej grudniowego tzw. szczytu w Warszawie, nie chodzi chyba o wiele więcej niż o cykliczne sesje grupy wsparcia.
Radykałów brak poparcia nie martwi
Przy okazji zjazdu w Warszawie uznano, że spotkali się polityczni outsiderzy, bo poza PiS w Polsce i Fideszem na Węgrzech reprezentowana była przede wszystkim opozycja, także pozaparlamentarna. Nie dla wszystkich prawicowych populistów kłopotem jest brak poparcia. Z trendów sondażowych wynika, że w kilku krajach po najbliższych wyborach trudno będzie sobie wyobrazić koalicje rządowe bez udziału takich partii, także Marine Le Pen bije się o francuską prezydenturę. Z racji zwiększającego się potencjału wyborczego problemem przestaje być izolacja, bo nawet izolowani radykałowie – tak dzieje się w Holandii, taki wpływ ma Le Pen – potrafią przechylić w swoją stronę całą krajową scenę polityczną, co wpływa np.