Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Klęska Węgier i Polski. TSUE: Można ciąć fundusze za podważanie państwa prawa

Premierzy Viktor Orbán i Mateusz Morawiecki Premierzy Viktor Orbán i Mateusz Morawiecki Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
TSUE odrzucił wniosek o anulowanie reguły „pieniądze za praworządność”. Komisja Europejska wcześniej obiecała Mateuszowi Morawieckiemu i Viktorowi Orbánowi, że nie będzie zabiegać o cięcia funduszy, dopóki ten wyrok nie zapadnie.

Trybunał Sprawiedliwości UE odrzucił skargi Polski i Węgier domagających się unieważnienia przepisów „pieniądze za praworządność”. Oba rządy twierdziły, że są one niezgodne z traktatami. Skarga rządu PiS zawierała aż 11 zarzutów (w dużej mierze pokrywała się z węgierską). Ze względu na rangę sprawy TSUE orzekał – co zdarza się rzadko – w pełnym składzie.

Czytaj też: Strachy na lachy. Czy Polska może się wycofać z Funduszu Odbudowy?

Decyzja TK Przyłębskiej nie będzie miała znaczenia

Polska próbowała przekonywać m.in. o wadliwej podstawie prawnej dla zasady „pieniądze za praworządność”. Ponadto rząd Morawieckiego oskarżał instytucje UE o bezprawne omijanie postępowania z art. 7, w którym do nałożenia sankcji trzeba jednomyślności krajów Unii, tymczasem w zaskarżonym rozporządzeniu wystarcza głosowanie większościowe. Nowych przepisów broniły w TSUE unijne instytucje i aż dziesięć krajów: Niemcy, Francja, Hiszpania, Irlandia, Belgia, Holandia, Szwecja, Dania, Finlandia i Luksemburg.

Obecnie przepisami „pieniądze za praworządność” zajmuje się także polski TK Julii Przyłębskiej, który wcześniej nie uznał prymatu TSUE w dziedzinie wykładania unijnego prawa. Jednak rozstrzygnięcie z prawnego punktu widzenia nie będzie mieć wpływu na stosowanie tej reguły.

Teraz będzie tak: wniosek o zawieszenie wypłat (lub ostatecznie ich redukcję) z budżetu UE (w tym Funduszu Odbudowy i innych opartych na wspólnej kasie) ma składać Komisja Europejska, a zatwierdzać Rada UE głosami co najmniej 15 z 27 krajów obejmujących 65 proc. mieszkańców UE. A Polska – przypomnijmy – z budżetu UE dostaje ok. 3,5 razy więcej pieniędzy, niż wkłada w składkach.

Do tej pory KE trzymała się obietnicy danej Morawieckiemu i Orbánowi, że nie będzie składać wniosków na podstawie reguły „pieniądze za praworządność” aż do dzisiejszego wyroku TSUE. To orzeczenie nie oznacza, że groźba sankcji jest bardzo rychła. Komisja musi, „uwzględniając orzeczenie TSUE”, sfinalizować „wytyczne” do nowych przepisów. A poza tym od startu procedury do ewentualnego zawieszenia wypłat i tak musiałoby minąć – wedle nieoficjalnych wyliczeń Brukseli – pięć–sześć miesięcy.

Rok 2022: wielkie wyzwania Europy. Czy głos Polski będzie się liczył?

Orbán bardziej zagrożony. Polska prosi i straszy

Głównym powodem odsunięcia działania reguły „pieniądze za praworządność”, na co zgodził się szczyt z grudnia 2020 r. w zamian za uchylenie weta do Funduszu Odbudowy, były wiosenne wybory parlamentarne na Węgrzech – Orbán chciał uniknąć groźby cięć przed ich rozstrzygnięciem. Zręcznie zwiększył swoje szanse w negocjacjach dzięki sojuszowi z Morawieckim i cel został osiągnięty.

Ale to wciąż Orbán, nawet po ewentualnym wyborczym zwycięstwie, będzie bardziej zagrożony regułą „pieniądze za praworządność”, bo dotyczy ona cięć pod dwoma równoczesnymi warunkami: naruszenia zasad państwa prawa oraz wpływu tych naruszeń „w sposób wystarczająco bezpośredni” na należyte zarządzanie funduszami lub na ochronę interesów finansowych UE. A rząd Orbána jest od lat oskarżany o nadużycia w tej kwestii. Polska ma tu dużo lepsze opinie w Brukseli.

Dlatego w przypadku Warszawy głównym i najdotkliwszym narzędziem KE nadal jest egzekwowanie orzeczeń TSUE (kara za niezawieszenie Izby Dyscyplinarnej wynosi już 105 mln euro i każdego dnia rośnie o kolejny milion) poprzez przedłużające się negocjacje w sprawie pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Niedawne projekty zmian w sądownictwie prezydenta Andrzeja Dudy oraz posłów PiS odmroziły te rozmowy z Brukselą. Ponownie idą one w kierunku zapisania wymaganych zmian sądowych jako „kamieni milowych” w KPO, po których osiągnięciu do Polski popłynęłyby pierwsze miliardy euro.

Ursula von der Leyen w październiku 2021 r. publicznie postawiła polskim władzom trzy warunki: jasne zobowiązanie w sprawie likwidacji Izby Dyscyplinarnej (chodzi o jej usunięcie z systemu dyscyplinowania sędziów), w sprawie zmiany systemu dyscyplinarnego i rozpoczęcie procesu przywracania sędziów odsuniętych od orzekania. Sprawę neo-KRS, której nie rozwiązują projekty Dudy i posłów PiS, Bruksela pozostawia do rozstrzygnięcia w ramach odrębnego, przewlekłego postępowania z art. 7.

Władzy PiS czas ucieka, bo już do końca tego roku aż 70 proc. funduszy z KPO trzeba rozpisać na projekty – wskutek opóźnień rośnie ryzyko kłopotów z „absorpcją pieniędzy”. Z drugiej strony instytucje UE obawiają się, że rząd Morawieckiego zacznie wetować w UE, co się da. Choć w bliskiej przyszłości da się niezbyt wiele.

Czytaj też: Bruksela bierze się za TK Julii Przyłębskiej

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną