Czy nie dojdzie do takiej eskalacji rosyjskiej wojny z Ukrainą, która przekształciłaby się w konflikt między mocarstwami z użyciem tej broni i oznaczałaby apokaliptyczną katastrofę dla nich obu i całej ludzkości? Na początku inwazji prezydent Rosji groził USA i NATO, że jeśli będą pomagać Ukrainie, spotkają ich konsekwencje, „jakich nie widzieliście w całej swej historii”. To też zrozumiano jako pogróżkę atomową.
Czarny, atomowy scenariusz
Joe Biden zapytany, czy Amerykanie powinni się obawiać wojny atomowej z Rosją, odpowiedział zdecydowanym „nie”. Ocenia się, że prawdopodobieństwo odpalania międzykontynentalnych rakiet nuklearnych przez oba państwa jest wciąż bliskie zeru, bo wiedzą, że po obu stronach zginą wtedy dziesiątki milionów ludzi. Według ekspertów działa nadal doktryna tzw. gwarantowanego wzajemnego zniszczenia (ang. mutual assured destruction, czyli MAD, co znaczy także „szalony”), która powstrzymywała Moskwę i Waszyngton przed naciśnięciem guzika w okresie zimnej wojny.
W kręgach specjalistów rozważa się jednak możliwość użycia przez Rosję taktycznej broni nuklearnej, czyli rakiet krótkiego i średniego zasięgu z mniejszym ładunkiem. Zaczęto o tym mówić po aneksji Krymu w 2014 r., kiedy Moskwa publicznie ostrzegła o ewentualności zastosowania takiej broni, by uzyskać przewagę na polu walki, szczególnie gdy siły konwencjonalne są niewystarczające do zwycięstwa. Inwazja na Ukrainę – podkreślają komentatorzy w USA – napotkała opór większy, niż Putin się spodziewał, więc czarnego, atomowego scenariusza nie można całkiem wykluczyć.