Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Migi dla Ukrainy? Przełom, który napotkał trudności

Polski Mig-29 Polski Mig-29 Jacek Kosieradzki / Agencja Wyborcza.pl
Na temat przekazania radzieckich samolotów z państw NATO walczącej Ukrainie panuje zastanawiająca niespójność przekazu. Amerykanie niby zachęcają, potencjalni donatorzy niby zaprzeczają, a im dłużej to trwa, tym bardziej wszystko traci sens dla operacji wojennej.

Jeśli istotnie był taki plan, trzeba go było zrealizować po cichu i w ostatnich dniach przed wybuchem wojny – mówi mi doświadczony oficer rezerwy, niegdyś związany ze służbami, który woli nie podawać w tekście swojej tożsamości. – Dziś wylało się za dużo mleka, za duże powstały emocje i za dużo padło rosyjskich gróźb oraz zaprzeczeń, że nie ma takiej intencji – podsumowuje stan trwającej od ponad tygodnia dyskusji publicznej nad przekazaniem Ukrainie samolotów bojowych radzieckiej produkcji z krajów europejskich i natowskich, które wciąż ich używają.

Czytaj też: Dwunasty dzień wojny. Rosjanom siadła logistyka

Wyglądało przełomowo, okazało się trudne

Temat wyszedł na światło dzienne w ubiegły weekend, choć w obiegu nieoficjalnym funkcjonował wcześniej. W każdym razie światowe media podjęły go po wypowiedziach wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Josepa Borrella. Hiszpan wyjawił, że ukraiński minister Dmytro Kułeba pytał europejskich partnerów o samoloty, a ponieważ na tej samej sesji omawiana była pierwsza tego rodzaju europejska pomoc wojskowa dla Ukrainy, powstało wrażenie – a z czasem medialny fakt – że ich przekazanie walczącemu krajowi ma się odbyć pod auspicjami Unii i za jej pieniądze. W rozmowy między Ukrainą a potencjalnymi donatorami zaangażowani mieli być Amerykanie, którzy „wymieniliby” dostarczone Ukrainie migi i suchoje na F-16, zapełniając luki w zdolnościach sił powietrznych kilku europejskich państw.

Reklama