Rosyjska propaganda korzysta ze sprawdzonych wzorców. Rwandyjskie Radio Tysiąca Wzgórz Wolności rozpętało kampanię nienawiści, doprowadzając do ludobójstwa Tutsich w 1994 r. Zadziałały dwa mechanizmy: syndrom oblężonej twierdzy i demonizowanie wrogów. A nie da się ukryć, że według propagandy Kremla Rosja jest oblężoną twierdzą, wrogowie zaś stoją u bram. Wróg, czyli Zachód, jest podstępny, osacza ze wszystkich stron, zdołał już nawet wtargnąć na jej podwórko, zmienić Ukraińców w bezwolne marionetki, a samą Ukrainę – w „anty-Rosję”.
Czytaj też: Maria Zacharowa, „naczelna trolica” Rosji
Propagandyści Putina
Tutsich odzierano z ludzkich cech, przedstawiano jako podstępnie złych, nazywano wręcz „karaluchami”. W ustach kremlowskich propagandystów i znacznej części Rosjan Ukraińcy to „chachły” i Małorosy. Nie są narodem, a młodszymi braćmi w trójjedynym rosyjskim etnosie. Nie mają historycznego prawa o sobie decydować. „Omamionych” przez Zachód należy karać jak zdrajców „russkowo mira” (rosyjskiego świata).
Taki przekaz emituje większość rządowych mediów. Papkę propagandową serwują programy informacyjne, jak „Wriemia” na Kanale Pierwszym (tu na wizji zaprotestowała Marina Owsjannikowa), ale i te o zasięgu krajowym, jak „60 minut” i „Wieczór z Władimirem Sołowiowem” na kanale Rossija-1, „Wriemia pokażet” (Czas pokaże) na Kanale Pierwszym czy „Miesto wstrieczi” (Miejsce spotkania) na NTV.