Ukraina apeluje do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o pomoc w sprowadzeniu wywiezionych osób z powrotem do ojczyzny. Oskarża Rosję o łamanie prawa międzynarodowego, zwłaszcza konwencji genewskiej, zakazującej deportacji ludności z terenów okupowanych. A Kreml zaprzecza: to nie wywózki, lecz „ewakuacja”, w dodatku dobrowolna. Agencja informacyjna TASS przyznaje oficjalnie, że wśród „ewakuowanych” jest ponad 200 tys. obywateli Federacji Rosyjskiej, 400 tys. mieszkańców republik donieckiej i ługańskiej i tylko 117 tys. osób z „innych krajów”.
I dodaje, że 141 tys. „ewakuowanych” to dzieci. Dlatego jeszcze w marcu Putin ogłosił konieczność zmiany prawa, by dało się adoptować „sieroty z Donbasu niemające rosyjskiego obywatelstwa”. Rzeczniczka praw obywatelskich Ukrainy Ludmyła Denisowa oskarżyła Rosję o porwania ukraińskich dzieci. „Kijów nie ma informacji, żeby dzieci, które mają zostać adoptowane [w Rosji], miały status sierot albo były pozbawione opieki rodzicielskiej” – wyjaśniała. W tym przypadku Rosja łamie konwencję ONZ ds. dzieci, genewską oraz prawo ukraińskie.
Korytarze humanitarne to pułapka
Pierwsza deportacja z terytoriów okupowanych do obwodu rostowskiego odbyła się 18 lutego. Ale jak zauważyła Denisowa, „nikt wówczas nie zwrócił na to uwagi”. Pułapką okazały się korytarze humanitarne. Rosjanie zmuszają do poruszania się trasami, które wyznaczają sami, a ostrzeliwują te organizowane przez władze ukraińskie. Znany jest przypadek opisany przez CNN, gdy uchodźcom z ostrzeliwanych miast Rosjanie wmawiali, że „Ukraina ich porzuciła” i „nikt was stąd nie ewakuuje”.