Odpowiadając na nasilające się apele, aby zwiększyć pomoc wojskową dla Ukrainy, rząd USA postanowił w ubiegłym tygodniu dostarczyć jej broń i sprzęt łącznej wartości 800 mln dol., a we czwartek Biden ogłosił kolejny pakiet wart drugie tyle. W odróżnieniu od wcześniejszych dostaw w pierwszej fazie wojny, ograniczających się głównie do przenośnej broni ręcznej, jak odpalane z ramienia rakiety przeciwlotnicze Stinger, przeciwczołgowe rakiety Javelin i mniejsze drony, tym razem chodzi o broń ciężką, a więc haubice 115 mm, helikoptery Mi-17, drony Witchblade, a także transportery opancerzone i inne pojazdy oraz miliony sztuk amunicji.
Sprzęt ten jest już transportowany samolotami do baz amerykańskich w Niemczech, skąd ma zostać wysłany do krajów graniczących z Ukrainą, a więc prawdopodobnie – bo ze zrozumiałych względów Pentagon nie ujawnia szczegółów logistyki dostaw – głównie do Polski, choć być może także do Rumunii i Słowacji.
Thomas Piketty: To jest wojna imperialna z poprzedniej epoki
Kiedy broń dotrze na front?
Amerykańska broń dołącza do pomocy wysyłanej z europejskich krajów NATO. Ma wzmocnić potencjał ukraińskich obrońców Donbasu, gdzie Rosja rozpoczęła ofensywę, otwierając drugi rozdział inwazji. Nie wiadomo jednak, kiedy dostawy dotrą na front oddalony od granicy z Polską o ponad 1000 km. Amerykańscy eksperci niepokoją się, czy zdążą na czas, aby zaważyć o wyniku walk. Można też przewidywać, że Rosjanie zaatakują i zniszczą konwoje z bronią i sprzętem. Fakt, że dotychczasowe dostawy docierały z powodzeniem, czego dowodzą sukcesy w obronie północnej Ukrainy, tłumaczy się nieudolnością rosyjskiej armii, przewidując, że najeźdźcy nauczyli się na błędach.
Wypowiadający się w telewizji emerytowani generałowie radzą wykorzystać do dostaw kolej, transport drogowy i wodny (a więc Dniepr). Gen. Steven Anderson porównał operację pomocy do Red Ball Express, słynnego konwoju ciężarówek zaopatrujących siły aliantów w czasie ofensywy antyniemieckiej po inwazji na kontynent w czerwcu 1944 r. Moskwa zagroziła niedawno, że dalsze dozbrajanie Ukrainy przez Zachód spowoduje „nieprzewidzialne konsekwencje”. Przedstawiciele administracji odpowiedzieli na to, że publiczne groźby są dowodem, iż pomoc jest skuteczna.
Niektórzy komentatorzy w USA dali wyraz frustracji, że nie wiadomo, co dokładnie dzieje się z wysyłaną na Ukrainę bronią, skoro nie ma tam Amerykanów. Inni martwią się już, co stanie się z nią po zakończeniu działań wojennych – czy nowoczesny sprzęt nie dostanie się na czarny rynek i nie wpadnie w niepowołane ręce. Przypomina się, że stingery wysyłane przez USA do napadniętego przez Rosję Afganistanu zostały potem w arsenale talibów i innych ekstremistów islamskich walczących z Ameryką.
Ameryka wciąż nie myśli na wielką skalę
Eksperci zwracają uwagę, że wysyłana na Ukrainę amerykańska broń i sprzęt wymaga przeszkolenia w jej obsłudze i utrzymaniu. Rzecznik Pentagonu John Kirby odpowiedział na to, że przynajmniej część dostaw to urządzenia znane już Ukraińcom, którzy byli szkoleni przez Amerykanów przez kilka lat po aneksji Krymu w 2014 r. Administracja przyznaje jednak, że z tego punktu widzenia najpraktyczniejsze jest dostarczanie broni i sprzętu z postsowieckich arsenałów, będących na wyposażeniu nowych członków NATO, takich jak Polska. Powracają więc apele, aby dostarczyć Ukrainie migi-29, jak najwięcej czołgów T-72, a także systemy rakietowej obrony przeciwlotniczej S-300, przy czym powstałe wtedy niedobory w krajach Europy Środkowo-Wschodniej byłyby rekompensowane dostawami z USA, jak myśliwce F-16 czy rakiety Patriot. Okazuje się, że nawet w USA zaczyna brakować niektórych rodzajów broni, np. rakiet Javelin.
Prezydent Zełenski tymczasem, dziękując Ameryce i jej sojusznikom za pomoc, stale podkreśla, że Ukraina potrzebuje jeszcze więcej. Niektórzy eksperci wzywają administrację, aby dostarczyła jej wszystko, czego potrzebuje. „Wciąż nie myślimy na wielką skalę”, powiedział były dowódca sił USA w Europie gen. Ben Hodges, który podkreślił, że celem dostaw nie powinno być tylko przedłużanie oporu obrońców, tylko zapewnienie im zwycięstwa.
Emerytowani generałowie są dość zgodni w ocenie, że porażki armii rosyjskiej, której nie udało się zdobyć Kijowa, dowodzą jej słabości – wadliwego dowództwa, niedostatków komunikacji, braku dyscypliny oddziałów, a nawet technicznego zacofania, w każdym razie w porównaniu z wojskami państw NATO. Dlatego także, argumentują, nie należy ustępować przed niejasnymi pogróżkami Rosji, że może użyć broni nuklearnej. Powtarzają się też sugestie, żeby zachodnią Ukrainę ogłosić „strefą humanitarną” dla ochrony ludności cywilnej. Gen. Dana Pittard, który zgłosił tę propozycję, nie powiedział jednak, jak dokładnie wyobraża sobie zagwarantowanie takiej ochrony.
Podkast: Skąd się bierze odporność Ukrainy? I co będzie dalej?
Biden jest ostrożny
Administracja Bidena wysyła teraz na Ukrainę broń i sprzęt, której dostaw kilka tygodni temu odmawiano, tłumacząc, że będzie się ograniczać do „broni defensywnej”. Nie używa się już tego argumentu – absurdalnego, zważywszy że każda broń w rękach Ukraińców jest „defensywna”, bo bronią przecież napadniętej ojczyzny. Waszyngton sugeruje czasem, że może posunąć się dalej, jeżeli Rosjanie przekroczą jakąś „czerwoną linię”, np. użyją broni chemicznej lub taktycznej broni nuklearnej. Z oczywistych powodów nie informuje, jak na to zareaguje – mimo głupkowatych nalegań telewizji Fox News, której korespondent domagał się niedawno od Bidena, żeby to ujawnił. Na wojnie nie musimy o wszystkim wiedzieć, przynajmniej nie od razu, chociaż mamy prawo rozliczać rządy z tego, jak odpowiadają na zbrodniczą agresję.
Według sondaży nieznaczna większość Amerykanów uważa, że ich rząd robi dla Ukrainy za mało. Ekipa Bidena jest pod presją Kongresu, gdzie z obu partii, choć głównie z republikańskiej, nasilają się wezwania, żeby dostarczyć Ukraińcom więcej broni ciężkiej, w tym samoloty, i wprowadzić tam strefy zakazu lotów. Apele te to rezultat codziennego bombardowania opinii publicznej horrorem tej wojny, zwłaszcza bestialstwa Rosjan w zdobytych ukraińskich miastach.
Insiderzy dobrze poinformowani o tym, co dzieje się w Białym Domu, uważają jednak, że prezydent nie zgodzi się na spełnienie dalej idących próśb Zełenskiego i jego ludzi. Będzie się upierał, by żaden amerykański żołnierz nie postawił stopy na Ukrainie ani żaden samolot NATO nie wleciał w ukraińską przestrzeń powietrzną. Nie dostarczy Zełenskiemu rakiet balistycznych, które mogłyby dolecieć do Moskwy. Biden jest ostrożny i nie zaryzykuje bezpośredniej siłowej konfrontacji z Rosją.