Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

75. dzień wojny. Rosyjska niemoc, czyli trumny na kołach i nieszyfrowane rozmowy

Rosyjski czołg zniszczony pod Irpieniem, zdjęcie z drona, 6 maja 2022 r. Rosyjski czołg zniszczony pod Irpieniem, zdjęcie z drona, 6 maja 2022 r. Carlos Barria / Reuters / Forum
Dziś Putin nie miał czego świętować. Walki o Donbas trwają, przełomu nie ma. Oby tylko ukraińskie wojska wytrzymały, bo uporczywy nacisk orków może w końcu doprowadzić do sytuacji, w której wymęczą jakieś zwycięstwo. Tymczasem sprzęt, którym walczą, to żadna wunderwaffe.

Nie mogę się nadziwić, z jakim uporem Rosjanie atakują w Donbasie, w końcu – jak powiedział dziś rano sam Władimir Putin – walczą tam o przetrwanie ojczyzny. Mocne słowa, porażające. W ogóle rosyjski prezydent jakoś spuścił z tonu, spodziewano się butnego bałwochwalstwa, a tu tymczasem nastroje jak w grudniu 1941 r.: obywatele (tak, skończyło się wówczas towarzyszowanie!), kraj jest wielki, ale cofać się nie ma gdzie, za plecami Moskwa!

Mimo to ataki na ukraińskie pozycje nie ustają. W kierunku na Słowiańsk Rosjanie puścili teraz przodem 27. Sewastopolską Brygadę Zmechanizowaną Gwardii im. 60-lecia ZSRR. Do tej pory jednostka ta niewiele ucierpiała, a sprzęt ma najnowszy, jaki w Rosji jest. W batalionie czołgów mają T-90, a w batalionach zmechanizowanych – gąsienicowe wozy bojowe BMP-3 i kołowe transportery BTR-82A. W dywizjonie artylerii – samobieżne haubice 2S19 Msta, w drugim zaś nie stare Grady, a zmodernizowane 9K515 Tornado-S. Jak na razie jednak, także i sewastopolska brygada orków poza Paszkowe wyjść nie może. Ale wciąż wali głową w mur, spokoju tam nie ma, po obu stronach giną pozostający w śmiertelnym zwarciu żołnierze.

Najciekawiej sytuacja rozwijała się nieco dalej na wschód, pod Limanem i Jampiłem, gdzie Rosjanie usiłowali sforsować Doniec. Znaleźli miejsce nieco bardziej na wschód, na północ od Siwierska, gdzie uchwycili przyczółek na południowym brzegu rzeki, przeprawili jakieś siły i usiłowali zbudować most pontonowy. Wojska ukraińskie zorganizowały jednak pułapkę – artyleria zniszczyła most, a ukraiński kontratak – siły, które zostały odizolowane na południowym brzegu. Zapewne część Rosjan uciekła z powrotem na północny brzeg Dońca, w końcu jest maj i dość ciepło, pływać można, jak się wyrzuci karabin…

Gorsza sytuacja jest pod Popasną, tu bowiem Rosjanie zdołali wypchnąć ukraińskie wojska z miasta i teraz wyjdą na otwartą przestrzeń. Ukraińska artyleria zapewne zada im spore straty, ale kto by się tam przejmował jakimiś zabitymi orkami z głębokiej prowincji, chyba robi to większe wrażenie na reszcie świata niż na samych Rosjanach. Poza najbliższymi rodzinami nikt po nich nie płacze, a pozostali przy życiu rosyjscy żołnierze często nawet nie zbierają ich ciał, by je pochować. Smród im nie przeszkadza, na swoich zapadłych wiochach na Władykaukazie, na Syberii czy Dalekim Wschodzie zdążyli się do tego przyzwyczaić. Teraz wiadomo, po co Rosjanie wysyłają za swoimi wojskami mobilne krematoria – z przyczyn higienicznych.

Ostrzał ukraińskiego wybrzeża

Rosjanie rozpoczęli wojnę na wyniszczenie. Już w tej chwili nie walczą o podbój Ukrainy, walczą o jej unicestwienie, zdemolowanie ukraińskiej gospodarki, przemysłu, rolnictwa, infrastruktury… Jak Ukraina nie będzie z Rosją, to ma jej nie być wcale.

Wybrzeże kraju odgrywa tu istotną rolę. Odessa to ważny port, przez który ukraińskie płody rolne i inne towary wypływają w świat. Mimo wszystko rosyjska marynarka wojenna ma przytłaczającą przewagę nad niemal nieistniejącą marynarką ukraińską, co pozwala na skuteczne blokowanie wybrzeża.

Ale statki zmierzające do Odessy mogą płynąć pod rumuńskim wybrzeżem, przechodząc między Wyspą Węży a deltą Dunaju, by przy ukraińskim brzegu wejść do portu. Można te statki atakować już przy Ukrainie rakietami przeciwokrętowymi z daleka, ale konieczne jest efektywne monitorowanie ich ruchu i właśnie do tego służy posterunek na Wyspie Węży. Dlatego z takim uporem Rosjanie tu walczą. Wczoraj usiłowali wysadzić na wyspie nową ekipę, przerzuconą śmigłowcem Mi-8MT. Ale kiedy śmigłowiec podszedł do lądowania, zniszczył go ukraiński bayraktar. Ciekawe, co teraz wyślą, skoro szybkie kutry desantowe typu Sierna zostały przez nich potracone.

Dzisiaj na Morzu Czarnym pojawiło się zgrupowanie ośmiu rosyjskich okrętów, w tym dwóch podwodnych. Przypuszczalnie wybrały się, by ostrzelać rakietami Kalibr Odessę i Mikołajów i zredukować ich możliwości przeładunkowe, a może przy okazji odtworzyć posterunek na Wyspie Węży. Miejmy nadzieję, że znów stracą jakiś okręt, bo jak się okazuje, „Admirał Makarow” jednak nie zatonął i jego uszkodzenia przypuszczalnie są niewielkie. Muszę przyznać, że odczuwam pewien niedosyt, miałem bowiem nadzieję na kontynuację chlubnych tradycji patrona fregaty, urodzonego w Mikołajowie Ukraińca Stiepana Makarowa, który dowodząc flotą carskiej Rosji, zginął 13 kwietnia 1904 r. pod Port Artur, golgotą rosyjskiej marynarki wojennej.

Dosłownie w momencie, kiedy piszę te słowa, pojawiły się doniesienia, że pierwsze cztery rakiety spadły na Odessę, nie ujawniono gdzie, by nie ułatwiać sprawy Rosjanom. Jak widać, zmasowany atak to nie był, ale zapewne to niestety nie koniec.

.Karolina Żelazińska/Polityka.

Czytaj także: Łuki, kleszcze i błoto. Jak Rosjanie utknęli w Donbasie

Rosyjski sprzęt rodem z ZSRR

Najbardziej zadziwiające jest to, że przytłaczająca większość rosyjskiego sprzętu pochodzi z epoki ZSRR. W skali świata nie ma w tym może nic dziwnego, wszak słynny amerykański czołg M1 Abrams też powstał w czasach istnienia ZSRR, ale od razu stanowił duże osiągnięcie w dziedzinie konstrukcji czołgów, a ponadto przez cały ten czas był modernizowany i odbudowywany. Bo czołg jak kot, ma dziewięć żyć. Kiedy wypracuje swój resurs, trafia do remontu, ale to remont niezwykły. Wyciąga się z niego wszystko, co się da wyjąć, i większość jego bebechów po prostu się utylizuje. Pusty kadłub i wieża jest piaskowana i od nowa zabezpieczana odpowiednimi chemikaliami, a następnie w te skorupy wkłada się mechanizmy i urządzenia zupełnie nowe, a co najmniej zregenerowane. W rezultacie dostajemy całkiem nowy czołg, często w ogóle nieprzypominający tego, jakim był przed remontem. To tak, jakby ze skorupy wyjąć starego żółwia i włożyć do niej młodego, silnego.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby Rosjanie ze swoim parkiem czołgowym robili dokładnie to samo. Tymczasem obok takich właśnie kompletnie zregenerowanych i zmodernizowanych T-72B3M i T-80BWM mają setki staroci. Np. T-80BWM posiadają tylko 140, a 310 innych służy w linii w postaci z lat 80. i 90.: T-80B i T-80BW. 3 tys. kolejnych starszych modeli mają w rezerwie, też niezmodernizowanych. Amerykanie natomiast posiadają 1605 M1A2 Abrams SEPv2 i tylko 750 starszych M1A1 SA Abrams (czyli M1A1 doprowadzone do standardu M1A2), głównie w Gwardii Narodowej. Dodatkowo jest też 390 M1A2 Abrams SEPv3, w odmianie wprowadzonej do uzbrojenia w 2020 r., starsze wozy są do tej postaci systematycznie modernizowane. Ponad 3 tys. M1A1 i najstarszych M1A2 zmagazynowano, by je w razie potrzeby poddać owej żółwiowej regeneracji, zapewne takie właśnie czołgi dostanie Polska.

Bryc: Zagadka niemocy rosyjskiej armii? Korupcja

Czołg na grzyba czy na patelnię?

A u Rosjan jest trochę wozów najnowszej generacji, ale przytłaczająca większość to niezmodernizowany złom z czasów ZSRR. O czołgach już pisałem i o ich specjalnym automacie ładowania, który powoduje, że amunicja zamiast w odseparowanym pancerną ścianą magazynie (jak na Abramsie) jest wprost pod nogami czołgistów. Trafienie rosyjskiego czołgu dowolnego typu w bok lub z góry, gdzie jego opancerzenie jest zdecydowanie słabsze niż od czoła, zwykle powoduje zapalenie się amunicji i jej efektowny wybuch, odrzucający wieżę wraz z jej załogą na dużą odległość. Ukraińscy żołnierze robią zakłady – spadnie „na grzyba” czy „na patelnię”? Na grzyba to wtedy, kiedy leży normalnie, wraz z działem wygląda wtedy jak przydepnięty kapelusz grzyba ze złamaną nóżką. A jak leży do góry nogami, to wygląda jak mocno przypalona patelnia.

Najgorsze są jednak kołowe transportery BTR-80. Te zmodernizowane do postaci BTR-82A są przynajmniej silniej uzbrojone, w działko kal. 30 mm i wyrzutnie rakiet przeciwpancernych. Ale w najpopularniejszej, bazowej postaci BTR-80 mają tylko najcięższy karabin maszynowy kal. 14,5 mm, z którego nie da się zniszczyć wrogiego bojowego wozu piechoty. W walce z czołgami BTR-80 też jest kompletnie bezbronny. Rosyjscy żołnierze nazywają go kolesnyj grob, czyli „trumna na kołach”, bo faktycznie kadłub BTR-80 przypomina kształtem trumnę. Przy okazji warto wyjaśnić niuanse rosyjskiego języka: grob to trumna, a grób to po rosyjsku mogiła, cmentarz zaś to kładiszcze (tam, gdzie się kładzie). W kontekście rosyjskiej operacji specjalnej w Ukrainie dobrze mieć odpowiedni zasób słów.

Czytaj także: Po co Rosji wojska desantowe? Elitarne tylko z nazwy

Niekodowane rosyjskie rozmowy z muzyką w tle

Dowodzenie rosyjskimi wojskami jest o tyle trudne, o ile w ich systemie łączności panuje niewyobrażalny bałagan. Na szczeblach okręgów wojskowych i armii wprowadzono bardzo nowoczesny system dowodzenia P-260 Redut-2US, wyświetlający elektronicznie generowane mapy z sytuacją naniesioną komputerowo na podstawie informacji z dostępnych środków rozpoznania. Tyle tylko że ten cyfrowy system wymiany informacji jest zupełnie niekompatybilny ze wszystkim, co znajduje się na niższych szczeblach dowodzenia. Nawet jeśli dana brygada czy pułk mają szczęście i ich pododdziały łączności mają cyfrowe radiostacje programowalne R-168 Akwedukt, to owe radiostacje przyjmują transfer danych z maksymalną prędkością 64 kb/s. Można im co najwyżej wysłać krótką wiadomość tekstową, czyli SMS, ale nie dane o położeniu wojsk własnych i przeciwnika.

Większość nie ma nawet tego. Używają starszych radiostacji krótkofalowych R-166 Artek czy UKF R-173 Abzac. A te nadają się tylko do łączności fonicznej, czyli to takie radia typu „Ja Wisła, ja Wisła, Brzoza, jak mnie słyszysz?”. Ale to nie wszystko. Z założenia nie da się ich korespondencji szyfrować, bo nie mają dodanych odpowiednich modułów. Ukraińskie służby wywiadowcze słuchają sobie w najlepsze, co Rosjanie przez nie wygadują, a wiemy to stąd, że zapisy co ciekawszych rozmów publikują na stronach Sztabu Generalnego Wojsk Ukrainy. Słynne stało się też zakłócanie kanałów łączności wesołą muzyczką poprzedzoną zapowiedzią „dobry wieczór, my z Ukrainy”. Czasem dla pokrzepienia rosyjskich serc puszczają im w ich własnych radiostacjach wojskowych piosenkę o bayraktarze.

W tej sytuacji Rosjanie sięgnęli po telefony komórkowe, ale jeszcze bardziej pogorszyli sytuację, bo przecież ich paplanina przechodzi przez przekaźniki ukraińskich operatorów sieci mobilnych… Co za pech!

Czytaj także: To są ci najlepsi rosyjscy dowódcy?

Bomba czasem w coś trafi

W Rosji nie opracowano i nie wdrożono do produkcji seryjnej żadnego typu broni kierowanej do atakowania celów naziemnych, której prototypy nie byłyby gotowe w schyłkowym okresie ZSRR. Broni kierowanej szczególnie brakuje lotnictwu. Podczas gdy Amerykanie używają całej gamy uzbrojenia precyzyjnego – bomby kierowane GPS typu JDAM w przeróżnych odmianach, bomby kierowane laserowo rodziny Paveway, dostępne w trzech różnych „rozmiarach”, bomby SDB (Small Diameter Bomb) kierowane GPS, pociski kierowane termowizyjnie Maverick, pociski dalekiego zasięgu JSOW, JASSM i JASSM-ER, i tak dalej, i tak dalej, długo by wymieniać… A u Rosjan co? Bomby kierowane Glonasem (ichnim GPS) KAB-500S i bomby kierowane laserowo KAB-500L. Dostępne w jednym rozmiarze. Zresztą określenie „dostępne” to za dużo powiedziane. Rosjanie korzystają z nich tak oszczędnie, jakby ich mieli bardzo mało, a na co dzień walą gdzie popadnie zwykłe bomby, czasem w coś trafią, a czasem nie. Wojska i obiekty pola walki to jednak znacznie trudniejszy cel niż dzielnica mieszkaniowa w mieście.

Rosjanie mają też stareńkie rakiety Ch-29T kierowane telewizyjnie. To właśnie taki pocisk zasłynął z efektownego zniszczenia toalety publicznej pod Huljapołe, po którym to ataku dachy okolicznych domów zostały nietypowo udekorowane. Nie wiem, czy pilot pomylił cele, czy rakieta wymknęła się mu spod kontroli i trafienie było całkiem przypadkowe, ale rosyjskie bombowce Su-34, które zwykle je odpalają, zyskały sobie przydomek „WC-Killer”.

Notabene, gdzie te nowoczesne rosyjskie samoloty? W Ukrainie latają Suchoje wszelkiej maści, Su-27, Su-30, Su-34 i Su-35, ale wszystkie wywodzą się od Su-27, samolotów wprowadzonych do uzbrojenia niemal 40 lat temu, w połowie lat 80. Dwa pułki takich samolotów stały nawet w Polsce, w Kluczewie pod Stargardem i w Chojnej pod Cedynią, jeszcze w czasach Układu Warszawskiego. Szturmowe Su-25 są jeszcze starsze.

Skąd taka niemoc rosyjskich konstruktorów i przemysłu? Niby coś tam opracują, ale do linii trafia to w ilościach śladowych, bo działać te nowe systemy chcą nie za często. Zaś reklamują ten chłam znanym sloganem: Łutsze w mirie, anałogow niet! – „najlepsze na świecie, odpowiedników nie ma”.

Mam nawet swoją teorię, co się tam zadziało, gdzie leży powód owej niemocy. Ale o tym w następnym odcinku, kiedy już obejrzę sobie moskiewską defiladę i zobaczę, co tam ciekawego pokazali.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi - nowy Pomocnik Historyczny POLITYKI

24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny POLITYKI „Dzieje polskiej wsi”.

(red.)
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną