Opuszczony Azowstal w Mariupolu to obraz kompletnego zniszczenia. W czasie pokoju przynosił Ukrainie miliardowe przychody i zatrudniał ponad 10 tys. osób, mimo że procesy produkcyjne były w znacznym stopniu zautomatyzowane. Zakład dawał nawet 7 mln ton stali rocznie, ok. 6 mln ton żelaza i żeliwa (w 2021 r., w 2020 produkcja była mniejsza), a także do 4,5 mln blach stalowych walcowanych. To było źródło bogactwa dla miasta, które też w praktyce przestało istnieć. Zostało tu jeszcze ok. 100 tys. ludzi, ale żyją w ruinach, bez wody, prądu i kanalizacji. Grozi im epidemia cholery z powodu fatalnych warunków higienicznych. W zasadzie jedynym ratunkiem jest wywiezienie reszty mieszkańców korytarzami humanitarnymi na ukraińską stronę. Zostaną puste ruiny.
Rosjanie dokonali właśnie czegoś, co wydawało się niemożliwe w XXI w. – zabili miasto ciut mniejsze od Gdańska i ciut większe od Szczecina (Gdańsk w 2020 – 470 tys., Mariupol – 432 tys., Szczecin – 402 tys.). Zrównali je z ziemią, trzy czwarte ludności zabito lub zmuszono do ucieczki. Miasto zostanie zredukowane do poziomu starożytnej Troi. Kiedyś archeolodzy będą badać te ruiny. I to jest ten ruski mir, wspaniały rosyjski świat, w którym walec wojny miażdży całe metropolie. Takie rzeczy rzadko wychodziły nawet Niemcom w czasie II wojny światowej.