A i sam białoruski dyktator, im dalej w wojnę, tym ostrożniej angażuje się w pomoc armii, która prowadzi niszczycielską wojnę naznaczoną licznymi zbrodniami. Tu Łukaszenka robi chyba tylko tyle, ile musi, by na Kremlu nie ugruntował się pomysł, że pora zamienić go na kogoś bardziej użytecznego.
Czytaj też: Dlaczego Łukaszenka nie dołącza do Putina?
Trudny moment dla Putina
Jakąś próbą symbolicznej ucieczki do przodu i demonstracji geostrategicznej atrakcyjności Rosji miał być moskiewski szczyt OUBZ, Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, odpowiednika postsowieckiego NATO. Spotkanie przygotowywano od dawna, chodziło o uczczenie 30 lat zawiązania OUBZ, zjazd odbyłby się więc niezależenie od wojny. Przypadkiem tak się złożyło, że zbiegł się z natowską kandydaturą Finlandii i Szwecji oraz ugrzęźnięciem ofensywy w Donbasie.
Zerwanie obu skandynawskich państw z bardzo długą tradycją neutralności to trudny moment dla Putina. Jego imperialne posunięcia z ostatnich tygodni, skutkujące równoczesnym obnażeniem słabości armii i zapaści moralnej reżimu, zamiast odepchnąć siły NATO od rosyjskich granic, jedynie je przybliżyły. Zniweczyły trzy wieki starań o wywalczenie dominującej pozycji nad Bałtykiem. Naraziły też zlokalizowane na Półwyspie Kolskim bazy morskie, lotnicze oraz jego połączenie lądowe z resztą kraju, poprowadzone wzdłuż nieodległej fińskiej granicy jedną drogą i jedną linią kolejową. Szczyt w Moskwie mógłby więc być sesją terapeutyczną, podczas której liderzy pozostałych członków OUBZ – Armenii, Białorusi, Kazachstanu, Kirgistanu i Tadżykistanu – dodadzą Putinowi otuchy i zaprezentują jedność.