Od Mali po Nikaraguę. Najemnicy Kremla sieją postrach na świecie
Putin walczy na wielu frontach. Najemnicy Kremla sieją postrach na świecie
Na Mali przebywa obecnie koło tysiąca rosyjskich żołnierzy. Oficjalnie nie należą do Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej – Kreml regularnie się od nich odcina, zaprzeczając, by pomiędzy rosyjską polityką zagraniczną a operacjami wagnerowców za granicą istniały jakieś powiązania. Z formalnego punktu widzenia to więc po prostu płatni zabójcy. Grupa zaprawionych w boju żołnierzy, których każdy może wynająć do własnych celów. Świat po raz pierwszy usłyszał o nich w 2014 r. – brali udział w aneksji Krymu, potem walczyli na terenach tzw. Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej, oczywiście po stronie separatystów. Nazwę wzięli od założyciela: 51-letniego Dimitrija Utkina. To były żołnierz rosyjskich sił specjalnych i oficer GRU, weteran z Czeczenii. „Wagner” to był jego kryptonim bojowy.
Czytaj też: Nowe szaty tyrana. Co dziś przeraża Putina?
„I love Wagner”
W Mali wagnerowcy pojawili się na zaproszenie władz w grudniu ubiegłego roku, po zamachu stanu i przejęciu kontroli nad państwem przez wojskową juntę. Za usługi wystawiają słony rachunek – według doniesień „Washington Post” nawet 10 mln dol. miesięcznie. Gdzie te pieniądze trafiają? Oficjalnie – na konto prywatnej firmy, jaką przecież wagnerowcy są.