Ankara „bryluje” ostatnio w polityce międzynarodowej. Najpierw zapowiedziała zablokowanie przyjęcia do NATO Finlandii i Szwecji. Potem Recep Tayyip Erdoğan obraził się na premiera Grecji, z którym „nie zamierza już w życiu rozmawiać”, a kilka dni temu zapowiedział czwartą już interwencję armii w północnej Syrii.
Naturalnym wytłumaczeniem geopolitycznego ADHD Erdoğana są zbliżające się wybory w Turcji – muszą się odbyć do czerwca przyszłego roku – i fatalna sytuacja gospodarcza w kraju, która nie sprzyja władzy. Międzynarodowe zamieszanie miałoby odwrócić uwagę obywateli m.in. od 70-procentowej inflacji. Ale to wszystko nie takie proste.
Turcja, NATO i Kurdowie
W sprawie Skandynawów i NATO chodzi oczywiście o Kurdów. Ankara domaga się od Finów i przede wszystkim od Szwedów wstrzymania pomocy dla organizacji, które Turcy uważają za terrorystyczne, głównie dla Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Oba skandynawskie państwa wspierają liczne mniejszości kurdyjskie u siebie, a także – prowadząc tzw. humanitarną politykę zagraniczną – wielokrotnie krytykowały postawę Ankary w tej kwestii.
Turcja nie jest przyzwyczajona do takiej krytyki. USA i Unia Europejska uznają PKK za organizację terrorystyczną i od dziesięcioleci unikają piętnowania Turcji za prześladowanie Kurdów, bo uznają ją za zbyt ważną sojuszniczkę w ramach NATO. Szczególnie w ostatnich latach, gdy po wybuchu