Do tej pory krajem czy metaforą piekła kobiet była głównie Ameryka Centralna. To w tej części świata panują bowiem najbardziej drakońskie regulacje dotyczące aborcji. Wielowiekowa historia dominacji Kościoła katolickiego nad życiem publicznym w Hondurasie, Salwadorze czy Gwatemali, w ostatnich dziesięcioleciach wzmocniona neokonserwatywną ofensywą protestanckich kongregacji, emigrujących z USA z workami pieniędzy dla antyaborcjonistów, sprawiła, że nawet poronienie może być uznane przez prokuratora za zabójstwo z premedytacją. Mezoameryki jako alegorii dramatu kobiet używaliśmy też w Polsce, zwłaszcza przy okazji protestów Strajku Kobiet jesienią 2020 r. Były to jednak porównania abstrakcyjne, bo Honduras czy Gwatemala leżą na drugim końcu świata, a wiedza o nich w naszym kraju jest rudymentarna. Ale praktycznie wszystkie bliżej położone i lepiej znane państwa mają bardziej cywilizowane od Polski regulacje dotyczące aborcji.
Czytaj też: Aborcja. Przełomowy wyrok w katolickim Meksyku
Polska. Piekło kobiet
Powoli i w świecie aborcyjnych metafor następuje ewolucja. W ostatnim czasie coraz częściej muszą sięgać po nie Amerykanki, którym widmo odebrania prawa do legalnego przerywania ciąży na poziomie federalnym zagląda właśnie w oczy. Po niedawnym bezprecedensowym wycieku decyzji Sądu Najwyższego, gotowego unieważnić słynny wyrok w sprawie Roe vs.