Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Mołdawia i Ukraina są coraz bliżej Unii i mocno nią wahną. A co z Gruzją?

Proeuropejski wiec Ukraińców. Bruksela, 23 czerwca 2022 r. Proeuropejski wiec Ukraińców. Bruksela, 23 czerwca 2022 r. Johanna Geron / Reuters / Forum
Droga Mołdawii i Ukrainy do Unii jeszcze daleka, nie ma zresztą gwarancji, że kiedykolwiek do niej wejdą. Ale gdyby tak się stało, to zwłaszcza ukraińskie członkostwo wahnie unijnym układem sił. Z Gruzją sprawa ma się nieco inaczej.

Ukraina i Mołdawia są bliżej członkostwa w Unii Europejskiej. Przy czym bezdyskusyjną rację mają ci, którzy przypominają, że status kandydatek – ma je potwierdzić czwartkowo-piątkowy szczyt przywódców państw UE – to jeszcze nie członkostwo. Mimo wyjątkowych, wojennych okoliczności nie będzie pewnie żadnych skrótów, a dystans do pokonania, wymagający głębokich reform i wielotorowych negocjacji, oznacza rozciągające się o nowe dekady perypetie wchodzenia i oddalania się od zjednoczonej Europy Turcji oraz postępy lub ich brak w przypadku kilku państw z Bałkanów Zachodnich, w tym Serbii czy Czarnogóry.

Mołdawia i Ukraina chcą do Unii jak najszybciej

W odróżnieniu od nich władzom Mołdawii i Ukrainy się spieszy. To oczywiście rezultat wojny z Rosją (Ukraina) i lęku przed możliwą agresją mimo zadeklarowanej w konstytucji neutralności (Mołdawia). Chcą wchodzić do klubu jak najszybciej, bo widzą w tym strategiczną polisę ubezpieczeniową. Akces do UE – mimo że sama wspólnota własnej armii nie ma – też jest formą przymierza. Może nie tak solidnego jak NATO, ale niesie obietnicę trzymania się razem. Członkostwo oznacza potwierdzenie przestrzegania demokratycznych standardów, prymatu demokracji, prawa, wolności słowa, szacunku dla obywateli i ich pieniędzy. Zatem atak na członka Unii to zamach na resztę Zachodu i jego wartości, w tym inwestycje zacumowane w ramach funkcjonującego wolnego rynku. Symbolicznie dołączenie do Unii choć odrobinę wyrywa z politycznych i gospodarczych peryferii, na mieliźnie których historia osadziła oba kandydujące państwa.

Od proeuropejskiego rządu z Kiszyniowa i z Kijowa płyną argumenty, że w tak niepewnych czasach społeczeństwa obu krajów potrzebują wskazania precyzyjnego kierunku rozwoju. I opcja unijna, nawet bardzo odległa, miałaby go dawać. Wiele państw Europy Środkowej ma podobne doświadczenie, z Polską na czele, którą m.in. w trudnych momentach lat 90. dyscyplinował unijny azymut. Na razie Unia odmawia tej ścieżki Gruzji, którą uznaje za zbyt zoligarchizowaną. Wiele elementów gruzińskiego życia publicznego (walka z korupcją czy wolność prowadzenia działalności gospodarczej) ma się lepiej niż w Mołdawii czy Ukrainie, inne – jak wolność słowa – wręcz odwrotnie.

Gruzini też chcą do Europy. A rząd?

W każdym razie spora część Gruzinów jest rozczarowana, dali temu wyraz podczas demonstracji 20 czerwca, w Tbilisi miało maszerować według niektórych szacunków ok. 120 tys. osób. Prodemokratyczne oraz prounijne stronnictwa polityczne i organizacje społeczne zapowiadają masowy ruch, może nawet wypowiedzenie obywatelskiego nieposłuszeństwa wymierzone w rząd partii Gruzińskie Marzenie oraz jej założyciela miliardera Bidzinę Iwaniszwilego. Zdaniem przeciwników Iwaniszwili, mający bliskie kontakty z Kremlem, steruje krajem z tylnego siedzenia i m.in. z jego powodu Gruzja nie stanęła murem za Ukrainą w konflikcie z Rosją.

Tymczasem zapowiedź dołączenia zdeterminowanej Mołdawii i Ukrainy – szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen mówiła, że „Ukraińcy są gotowi ginąć za perspektywę wejścia” – daje tlen i potwierdza atrakcyjność bloku. Pewnie wbrew intencjom Władimira Putina agresja Rosji w Ukrainie pomaga przezwyciężać Zachodowi, w tym samej Unii, kryzys, w jakim się w ostatnich latach znalazł. Symptomami tej inercji były brexit i wszystko to, co można wrzucić do worka z napisem „populizm”. Teraz Zachód ma wspólnego rywala (blok autokratyczny na czele z Rosją i Chinami) i za sprawą tej rywalizacji przypomina sobie, po co się zintegrował.

Czytaj też: Najpierw Ukraina, potem Mołdawia? Coś tu się Rosji nie klei

Ukraina mocno Unią wahnie

Droga Mołdawii i Ukrainy do Unii będzie daleka, nie ma zresztą żadnej gwarancji, że kiedykolwiek do niej wejdą. Ale gdyby tak się stało, to zwłaszcza ukraińskie członkostwo wahnie unijnym układem sił. Potrzebna będzie pula miejsc w Parlamencie Europejskim dla przedstawicieli ponad 40 mln obywateli Ukrainy, a w Radzie ukraiński głos będzie ważył więcej, bo decyzje przyjmowane są większością kwalifikowaną. Tu liczy się poszczególne państwa członkowskie lub liczbę reprezentowanych przez nie unijnych mieszkańców.

Ze strony samej Unii nadanie obu państwom oficjalnego statusu kandydatek nie było jakimś szczególnie odważnym gestem, przynajmniej nie w odniesieniu do Rosji, której siły zbrojne okazały się słabsze, niż sądzono. Inne rosyjskie możliwości obrony tego, co Moskwa uważa za swoją wyłączną strefę wpływów, zdają się w Mołdawii i Ukrainie wyczerpane. Handel z Rosją ustał, także ugrupowania prorosyjskie siedzą cicho, ich działacze znaleźli się na celowniku wymiaru sprawiedliwości, są w aresztach albo uciekli.

Czytaj też: Jak odbudować Ukrainę i zmusić Rosję do płacenia

Unia zaprasza. A może to tylko taktyka?

Praktycznym pytaniem, na które trudno odpowiedzieć, będzie sposób, w jaki potraktowane zostaną terytoria okupowane przez Rosję: 12 proc. Mołdawii w Naddniestrzu i w tej chwili ponad jedna piąta powierzchni Ukrainy (tu fronty będą się jeszcze wielokrotnie przesuwać i proporcja pewnie się zmieni). Można zastosować wariant wykorzystany na Cyprze: w północnej, okupowanej przez Turcję części prawo wspólnotowe nie obowiązuje. Przy czym stanu zaognienia stosunków między dwiema częściami podzielonego Cypru nie da się porównać z sytuacją nad Dnieprem i Dniestrem.

Z drugiej strony zapraszanie do Unii Mołdawii i Ukrainy niesie pewne ryzyko. W optymistycznym scenariuszu – po wygaszeniu konfliktu, ścięciu korupcji, usprawnieniu sądów i przygotowaniu gospodarki na zderzenie z konkurencją wspólnego rynku Unia i Europa zyskają premię, jaką dostały po poprzednich dużych rozszerzeniach. Potwierdzenie własnej witalności i nowe rynki zbytu dla swoich firm, zwłaszcza odbudowa Ukrainy raczej w kierunku nowoczesności i zielonych technologii, mogłyby zamienić się w salon pokazowy europejskich możliwości.

Oby za jakiś czas się nie okazało, że oferta dla Mołdawii i Ukrainy była propozycją taktyczną. Złożoną w związku z logiką etapu, dla podniesienia na duchu walczących Ukraińców i honorowej nagrody dla wspierającej ich teraz otwarcie prozachodniej Mołdawii. Jeśli werwa do rozszerzenia będzie spadać, negocjacje grzęznąć z jakiegoś powodu leżącego po stronie UE, a klimat dla przyjmowania obu krajów się zmieni, przedsięwzięcie obciąży unijne konto trudną do zakamuflowania porażką.

Czytaj też: Rosja Putina straszy Litwę. NATO musi być bardzo czujne

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną