Zacznijmy tradycyjnie od sytuacji na froncie. Pod Iziumem Rosjanie prowadzili ograniczone ataki. Zgodnie z zasadami sztuki wojennej postanowili też przeprowadzić rozpoznanie. Walczą tu już dwa miesiące i chyba najwyższy czas wybadać ukraińskie pozycje, by znaleźć w nich jakieś luki, słabsze punkty itd. Każde działanie ofensywne powinno poprzedzać solidne rozpoznanie, prowadzone dziś głównie przez drony, ale i zwiad naziemny: wojska poruszają się wówczas ostrożnie, zatrzymują, obserwują z ukrycia. No i właśnie Rosjanie doszli do wniosku, że fajnie byłoby co nieco rozpoznać. Wysłali pododdział pod Bohorodyczne nad Dońcem. Poruszał się jednak na tyle nieostrożnie, że wpadł w zasadzkę i został zlikwidowany. Rosyjska artyleria odwdzięczyła się ostrzałem wszelkich okolicznych wiosek.
Na kierunku Siewierska wróg ponownie zaatakował pozycje obronne w miejscowości Werchniokamjanśke, najwyraźniej z płonną nadzieją, że je przełamie. Nic z tego nie wyszło. Okolice zostały jednak ostrzelane, uderzyło też lotnictwo.
Czytaj też: „HIMARS o’clock”, czyli dlaczego Rosjanom brakuje amunicji i paliwa
Na wschód od Bachmutu Rosjanie także prowadzili rozpoznanie: powietrzne, ale i naziemne (przeprowadzili jeden atak o charakterze rozpoznania bojem). Najwyraźniej któryś z wyższych dowódców przypomniał sobie tę akademicką wiedzę. To bardzo ułatwia planowanie ataków, kiedy się wie, gdzie jest nieprzyjaciel. Podobnie na północ od Doniecka – tylko rozpoznanie i ostrzał.