Wiadomością dnia jest atak na bazę lotniczą Saki na zachodnim wybrzeżu Krymu, ok. 50 km na północ od Sewastopola, niedaleko Eupatorii. Saki zawsze było oczkiem w głowie Sowietów, a potem Floty Czarnomorskiej, bo to bardzo ważna baza lotnictwa morskiego. Tutaj szkolono pilotów na jedyny rosyjski lotniskowiec o wdzięcznej nazwie „Admirał Flota Sowieckowo Sojuza Nikołaj Kuźniecow”. I chociaż więcej czasu spędza w stoczniach na naprawach (i jest tam aktualnie), pozostaje dumą floty. A w bazie Saki ulokowano niedawno 43. Samodzielny Sewastopolski Pułk Morskiego Lotnictwa Szturmowego, wyposażony w taktyczne bombowce Su-34. To one rozrzucały rakiety kierowane Ch-59 po różnych obiektach lub szczerych polach w całym obwodzie chersońskim i mikołajowskim. Teraz w Saki coś zdrowo łupnęło i wybuchł spory pożar.
Czytaj też: Aleksandr Dugin, najniebezpieczniejszy filozof świata
Na Krymie coś łupnęło
Tylko co rąbnęło w bazę Saki? Ukraina teoretycznie nie ma środków rażenia zdolnych do ataku na tak znaczną odległość. Rakiet ATACMS jeszcze nie dostała, chyba że czegoś nie wiemy. Po drugie, o czym zapominamy, Ukraina rozwija dwa typy nowych pocisków balistycznych, oba o zasięgu do 500 km. Jeden to Sapsan, ale prace zakończono w 2013 r. Drugi, Grim-2 (Grom-2), opracowywany przez Jużmasz i jego biuro konstrukcyjne im. Michaiła Jangiela w mieście Dniepr, pomyślne próby zaliczył w 2021 r. i był bliski wejścia do uzbrojenia. Do dziś w sumie nie wiadomo, czy ostatecznie podjęto jego produkcję dla sił zbrojnych.