Daria Płatonowa, córka Aleksandra Dugina, zginęła późnym wieczorem w sobotę na autostradzie pod Moskwą. Eksplodował ładunek umieszczony pod siedzeniem kierowcy. Ojciec, który jechał za nią, był świadkiem zdarzenia. Oboje wracali z „patriotycznego festiwalu” finansowanego przez Kreml – Dugin wygłaszał tam wykład. Daria była jego sekretarką prasową i mało znaną komentatorką polityczną. Powielała raszystowskie poglądy ojca, wspierała agresywną politykę Putina, Ukraińców nazywała „podludźmi”. W sieci chwaliła się, że pracuje nad książką „Z”, poświęconą trwającej „operacji specjalnej”. I ojciec, i córka zostali objęci sankcjami: Unia Europejska wciągnęła Aleksandra na listę już w 2014 r., Amerykanie umieścili oboje na swojej po napaści na Ukrainę w tym roku, Brytyjczycy samą Darię ukarali jeszcze w lipcu.
W niedzielę kremlowski politechnolog Siergiej Markow informował, że Dugin trafił do szpitala. Sprawę bada już komitet śledczy, a do zamachu przyznała się Narodowa Armia Republikańska (NRA), która opublikowała swój manifest polityczny na Telegramie. Tyle faktów.
Czytaj też: Pucz albo rewolucja. Czy da się położyć kres rządom Putina?
Zamach pod okiem rosyjskich służb
Reszta to spekulacje. Jeszcze zanim pojawił się na scenie nowy gracz, czyli NRA, zastanawiano się, czy to nie robota ukraińskich służb specjalnych. Kijów zdecydowanie zaprzecza. Doradca prezydenta Zełenskiego Mychajło Podolak oświadczył, że „w odróżnieniu od Rosji Ukraina nie jest państwem przestępczym, a tym bardziej terrorystycznym”.