Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Gwiazda salonów i agentka GRU. Przez 10 lat szpiegowała Włochy i NATO

Dowództwo Sił Połączonych Sił Sojuszniczych w Neapolu Dowództwo Sił Połączonych Sił Sojuszniczych w Neapolu Napoli/Giacomino / Zuma Press / Forum
Szokujące są opublikowane dziś wyniki międzynarodowego śledztwa czterech redakcji. Maria Adela Kuhfeldt Rivera, a tak naprawdę Olga Kołobowa, przez dekadę szpiegowała na rzecz Kremla w Rzymie i włoskich bazach NATO.

Ten życiorys robi wrażenie – pod warunkiem oczywiście, że się w niego uwierzy. Urodziła się 1 września 1978 r. w nadmorskim Callao jako córka niemieckiego przedsiębiorcy i peruwiańskiej olimpijki. W jakiej dyscyplinie mama osiągała sukcesy, nie wiadomo, ale Maria Adela już w wieku dwóch lat poleciała z nią w transoceaniczną podróż. Cel: igrzyska w Moskwie. Tam wydarzyło się coś dziwnego, drogi matki i córki nagle się rozeszły. Olimpijka otrzymała „pilne wezwanie” do Peru. Z jakiegoś powodu dziewczynka została w ZSRR pod opieką rodziny, którą poznały na miejscu. Maria Adela Kuhfeldt Rivera siłą rzeczy szybko opanowała rosyjski – po hiszpańsku i w kilku innych językach radziła sobie potem równie dobrze.

Czytaj też: Rosyjskie służby trzeszczą w szwach. Kogo boi się Putin?

Maria Adela, czyli Olga

Maria Adela zniknęła później na ćwierć wieku. I nagle pojawiła się w Peru, gdzie w 2005 r. złożyła podanie o wpis do ewidencji obywateli, czegoś na kształt systemu PESEL. Pokazała m.in. akt chrztu z 1978 r. Urzędnikom coś jednak nie pasowało, zawiesili procedurę. Ktoś zadzwonił nawet do proboszcza z Callao, by zweryfikować tożsamość kobiety. Papier okazał się fałszywy – w 1978 r. parafia jeszcze nie istniała. Kilka lat później dziennikarskie śledztwo wykazało zresztą gigantyczne nieprawidłowości w procesie nadawania obywatelstwa Peru, a wśród lewych aplikacji była ta złożona przez Marię Adelę.

A historia zrobiła się barwniejsza. Pojawia się w niej Rzym, studia z mineralogii i projektowania biżuterii, przeprowadzka na Maltę z chłopakiem, w 2011 r. – wyjazd na studia MBA od Paryża. Co ciekawe, Maria Adela pojechała do Francji pociągiem. I nie z Rzymu, ale przez Białoruś z Moskwy. Podróż trwała ponad dwa dni, ale opłaciła się, bo kariera projektantki nabrała rozpędu. W prasie publikowano recenzje, kobietę zapraszano na przyjęcia i koktajle. Zawarła też nowe znajomości, m.in. z Marcelle D’Argy Smith z brytyjskiego wydania magazynu „Cosmopolitan”. Peruwianka wszędzie opowiadała tę samą historię: urodzona w Ameryce Łacińskiej, porzucona przez matkę w Moskwie, rosyjską rodzinę wspominała jako traumę, była molestowana. Nie dostała niemieckiego paszportu, choć po ojcu powinna mieć do tego prawo. Dopiero we Włoszech, po studiach w Paryżu, znalazła prawdziwy dom.

Przewińmy teraz film do października 2015 r. Rosyjscy szpiedzy i agenci wpływu byli wtedy bardzo aktywni na świecie (wsparcie dla Donalda Trumpa, skandal Cambridge Analytica, cyberataki na Waszyngton i europejskie rządy, prawdopodobnie również polska afera taśmowa, nieudany zamach stanu w Czarnogórze, próba zabójstwa Siergieja Skripala...). Dla Marii Adeli był to czas prosperity. Wprowadziła się do Posillipo, bogatej dzielnicy Neapolu. Otworzyła butik, który z czasem przerodził się w coś na kształt klubu nocnego dla miejscowych elit. Została też prezeską oddziału Lions Clubu, zyskując etykietę filantropki i artystki zaangażowanej. Rozwijała przyjaźnie i rozkochiwała w sobie mężczyzn, w tym... fotografa z bazy marynarki wojennej USA.

Życiorys brzmi fascynująco, ale został w całości zmyślony. Poza ostatnim fragmentem nic tu nie jest prawdą. Maria Adela Kuhfeldt Rivera nie istnieje. Naprawdę nazywa się Olga Kołobowa i jest agentką rosyjskiego wywiadu. Trwające dziesięć miesięcy śledztwo włoskiego dziennika „La Repubblica”, niemieckiego „Der Spiegel”, brytyjskiej grupy śledczej Bellingcat i rosyjskiego portalu The Insider wykazało, że przez dekadę Maria Adela/Olga nieustannie krążyła między Neapolem, Moskwą i Rzymem, budując na Półwyspie Apenińskim silną pozycję w kręgach lokalnej socjety. Choć wiele osób w jej historię nie do końca wierzyło, to nikt nie złapał jej na gorącym uczynku i nie zaraportował do służb bezpieczeństwa. A Maria Adela/Olga miała naprawdę dobrą sieć kontaktów.

Czytaj też: Rosja nie taka potężna. Nawalny kompromituje FSB

Cenne znajomości rosyjskiej agentki

W Neapolu kobieta przyjaźniła się z samorządowcami, szefami spółek, artystami. Ale perłą w tej układance byli oficerowie z położonej 50 km na północ bazy NATO. Docierała do nich dzięki Lions Club. Jeden z oficerów Bundeswehry opowiadał, że agentka była mocno zaangażowana w działalność klubu. Zaoferowała nawet, że zapłaci składki za wszystkich jego członków. Niemiec uznał to za dziwne, ale nic więcej nie zrobił.

Najważniejszą znajomą Marii Adeli/Olgi była Shelia Bryant, wówczas główna inspektor amerykańskiej marynarki wojennej w Europie i Afryce. Bryant zarzeka się, że utrzymywały tylko towarzyskie kontakty, chodziła z mężem na kolacje do niej, a w opowieść o osieroceniu w Moskwie nie uwierzyła. Nie zmienia to faktu, że wysoka rangą oficer wojska USA i późniejsza kandydatka demokratów do Kongresu była bliską znajomą rosyjskiej agentki.

Jej prawdziwą tożsamość dziennikarze potwierdzili ponad wszelką wątpliwość. Kołobowa podróżowała do Moskwy na paszporcie o numerach seryjnych typowych dla GRU. Jej dokument różnił się tylko jedną cyfrą od tych, które wydano zabójcom Skripala. Oznacza to, że była ważną postacią w sieci rosyjskich agentów, musiała raportować do wysoko postawionego oficera, może i do samego gen. Andrieja Awerjanowa, szefa nielegalnych operacji GRU. Nie wiadomo, co przekazała Moskwie, jak często wysyłała meldunki albo czy kiedykolwiek weszła na teren włoskiej bazy NATO – jak pisze Christo Grozev z Bellingcata, nie można tego wykluczyć. Bez wątpienia była dla Rosjan bardzo cenna. Na tyle, że w 2018 r. zdecydowali się wycofać ją z Włoch. Czy wciąż jest aktywna, a jeśli tak, to gdzie? Nie wiadomo.

Czytaj też: Od Paryża po Londongrad. Politycy, których Putin ma w kieszeni

Dyplomaci, czyli szpiedzy

Wyniki śledztwa, opublikowane dziś na pierwszej stronie „La Repubblica”, we Włoszech wzbudziły panikę. Równolegle ukazał się bowiem raport służb bezpieczeństwa, z którego wynika, że jedna trzecia rosyjskich dyplomatów w kraju to szpiedzy. Pracowali dla różnych agencji, głównie FSB i GRU, akredytowani w ambasadzie w Rzymie, konsulatach, instytutach kulturalnych, izbach handlowych. Na 240 Rosjan z paszportem dyplomatycznym na Półwyspie Apenińskim 80 to agenci!

Żeby wiedzieć, że są aktywni i mają wydatny wpływ na włoską politykę, nie trzeba nawet skomplikowanych analiz. Wystarczy popatrzeć na prawicę, która związków z Rosjanami nie ukrywa nawet w czasie wojny. Lider Ligi Matteo Salvini na spotkanie z nimi wysłał swojego „konsultanta” Antonio Capuano, który też ma kilkuletnią dziurę w życiorysie i historię pracy w Moskwie i na Bliskim Wschodzie. 20 lipca osobiście w ambasadzie Rosji stawił się Silvio Berlusconi – rozmawiał z Siergiejem Razowem. Jak donosi „La Stampa”, były premier z zainteresowaniem przysłuchiwał się rosyjskiej interpretacji wojny. Dowodów (jeszcze?) nie ma, ale bardzo możliwe, że właśnie Rosjanie współtworzyli plan obalenia rządu Draghiego i doprowadzenia do przyspieszonych wyborów we Włoszech. I wygra je we wrześniu zapewne wielka prawicowa koalicja.

Rosyjski wywiad nie przestaje być więc aktywny. Destabilizuje Europę, uderza w jej fundamenty. Agenci wpływu doskonale identyfikują chwiejne postaci: jest wśród nich populista Berlusconi czy kabareciarz Boris Johnson, któremu również udowodniono bliskie kontakty z rosyjskimi oligarchami. Takich historii jest z pewnością więcej i oby zostały upublicznione. Wojna Europy z Rosją trwa – nie tylko na ukraińskim froncie i nie tylko za pomocą karabinów i rakiet.

Czytaj też: Włoska prawica pcha kraj w objęcia Putina

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną