Prezydent Emmanuel Macron słuchał tej insynuacji ze zmarszczonymi brwiami. Była niestosowna, lecz Morawiecki adresował ją do pisowskiego, antyunijnego betonu. Propagandzie chodzi o to, by Polacy postrzegali Brukselę jako większe zagrożenie niż Rosję. Narzucenie takiego wyobrażenia ma odwrócić uwagę od sedna, czyli niewypełnienia wszystkich uzgodnionych z Brukselą ustaleń zawartych w tzw. Krajowym Planie Odbudowy.
Polska objęta „sankcjami” UE
Komisja Europejska plan zatwierdziła w czerwcu. Jednocześnie przyjęto zasadę „warunkowości”, potocznie ujmowaną jako „fundusze za praworządność”. Jednym z ustaleń między pisowskim rządem a Brukselą były tzw. kamienie milowe w sprawie praworządności właśnie. Od ich spełnienia zależy, czy fundusze popłyną do Polski. Do tej pory nie płyną, bo Komisja Europejska ma nadal zastrzeżenia. O żadnych sankcjach nie może tu być mowy, a fundusze mogą zostać uruchomione, gdy tylko rząd PiS potraktuje poważnie wątpliwości Brukseli.
Wypowiedź premiera Morawieckiego źle przyjęto w ugrupowaniach opozycji demokratycznej. Paweł Kowal, były poseł PiS, a dziś KO, uznał ją za „żenującą”. Słusznie, bo sankcji nałożonych przez UE na Rosję za jej agresję na Ukrainę żadną miarą nie można zestawiać z wstrzymaniem funduszy z KPO czy naliczaniem kar za niewykonywanie przez obecne władze orzeczeń instytucji unijnych. Ostentacyjnego i niezgodnego z europejskim prawem ignorowania tych ustaleń i wyroków nie można porównać do „sankcji”. Publicyści mogą pisać, co chcą, urzędnicy i funkcjonariusze państwowi powinni szukać rozwiązania problemu, a nie go zaogniać.
Polska pod rządami PiS nie jest na celowniku Brukseli, Unia nie chce jej kolonizować, upokarzać, pozbawiać suwerennych prerogatyw, tylko oczekuje wypełnienia podjętych wspólnie ustaleń i zobowiązań. W Komisji Europejskiej nie ma polonofobów ani antypolskich jastrzębi, natomiast część jej urzędników traktuje poważnie zasadę „pacta sunt servanda”, zawartych umów należy przestrzegać. Troską i obowiązkiem gremiów UE jest zapewnienie jej sterowności w okresie złej koniunktury politycznej i gospodarczej na świecie.
Czytaj też: Jak PiS dawał się rozgrywać Orbánowi
PiS błędnie diagnozuje sytuację
Swą wypowiedzią premier wpisał się w retorykę pisowskich intelektualistów o tym, jakoby Zachód, szczególnie Niemcy i Francja, zagrażał Polsce bardziej niż Rosja, bo rzekomo dąży do przekształcenia Unii Europejskiej w jedno państwo, a zatem do pozbawienia Polski suwerenności. Taka interpretacja obecnej sytuacji w Europie ma wzmocnić w polskim społeczeństwie nastroje antyunijne. Ale dziś w Unii federaliści nie grają pierwszych skrzypiec: PiS błędnie diagnozuje sytuację, wmawiając Polakom, że Unia chce obalić rządy PiS, bo jej przeszkadzają realizować jakiś ukryty plan federalizacji.
W rzeczywistości Bruksela chce ratować plan europejski, czyli wzmocnić spójność Unii jako wspólnoty wartości i celów. Napaść Rosji na Ukrainę i jej propagandowe uzasadnienia są kontrastem dla projektu wspólnej, demokratycznej i praworządnej Europy. Mniej nacjonalizmu, politycznej bufonady, grania resentymentami, leczenia kompleksów mitomanią, straszenia i podejrzliwości, więcej partnerskiego współdziałania we wspólnym interesie demokratycznej Europy.
Klęska Węgier i Polski: Można ciąć fundusze za podważanie państwa prawa