Gen. Różański dla „Polityki”: Rosjanie dali się złapać w półwykroku. Jak mogą zareagować?
MAREK ŚWIERCZYŃSKI (POLITYKA INSIGHT): Ukraińcy idą jak burza: na wschód od Charkowa w kilka dni odzyskali kontrolę nad terytorium utraconym kilka miesięcy temu, sięgającym 50–70 km w głąb rosyjskich pozycji. Moskwa kolejny raz zarządziła odwrót. Co pan widzi w tej ofensywie jako dowódca?
DR MIROSŁAW RÓŻAŃSKI: Omawiając sytuację w Ukrainie, niejednokrotnie używamy pojęć zamiennie i nieszczęśliwie – ofensywa, kontrofensywa, działania operacyjne, taktyczne czy strategiczne. Jeśli patrzeć na to z perspektywy dowódczej, uważam, że to, co się w tej chwili dzieje w obwodzie charkowskim, jest konsekwencją strategii przyjętej przez dowódcę armii ukraińskiej gen. Wałerija Załużnego i jego sztab. Polega ona na tym, że w pierwszej kolejności dokonuje się głębokich uderzeń na zaplecze rosyjskiej armii, na całej głębokości terenów zajętych czy anektowanych. Takie uderzenia w obwodzie chersońskim spowodowały, że Rosja skupiła swój główny wysiłek na południu, na kierunku Krym, co ukraińscy dowódcy wykorzystali natychmiast, wykonując uderzenia na miękkie podbrzusze na kierunku północno-wschodnim.
Jestem przekonany, że będziemy tam obserwować postępujące natarcie i zdobywanie kolejnych terenów: od Charkowa przez Izium i w kierunku Doniecka, bardziej na południe, aby w konsekwencji izolować Krym od Rosji kontynentalnej, co uważam za cel strategiczny Ukrainy. Oraz żeby doprowadzić do kolejnego etapu: odzyskania półwyspu.
W sensie wojskowym: czy Rosjanie popełnili kardynalny błąd, zostawiając niewystarczające siły na wschód od Charkowa? Weszli tam przecież stosunkowo łatwo i szybko w kwietniu, na początku inwazji w Donbasie, ale potem niewiele się działo, nie był to front, raczej flanka.