Kto dał się złapać, ten frajer. Tak należy rozumieć słowa mera Moskwy Siergieja Sobianina, który ogłosił w poniedziałek, że mobilizacja w stolicy się zakończyła. Jak dodał, miasto wykonało już zadanie w całości, więc wysłane po tym czasie wezwania tracą moc. Komisarz wojskowy Maksim Łoktiew doprecyzował, że wszelkie działania operacyjne wobec osób uchylających się od służby zostały wstrzymane i żadna z nich nie będzie poszukiwana. To aż zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
Wątpliwości rozwiał zresztą Putin ustami swego rzecznika. „Prezydent nie planuje oświadczenia ani dekretu o zakończeniu częściowej mobilizacji” – oświadczył we wtorek Dmitrij Pieskow. Co prawda jeszcze 14 października Putin zapowiadał, że branka zakończy się w ciągu najbliższych dwóch tygodni, bo udało się zmobilizować 220 z 300 tys. potrzebnych ludzi.
Czytaj też: Wojna puka do drzwi Rosjan. Co robią, żeby nie trafić na front?
Moskwa melduje wykonanie zadania. Tak jakby
Każdy region w Rosji otrzymał cel mobilizacyjny. Moskwa i obwód moskiewski, Sewastopol, obwód briański oraz Terytorium Trans-Bajkalskie zameldowały wykonanie zadania. Obwody rostowski i kurski podobnie, choć dostały nowe cele – mobilizacja oficjalnie się zakończyła, ale nadal funkcjonują wojenkomaty.
Niezależne media, m.in. Meduza, i prawnicy-aktywiści przestrzegają, by nie wierzyć zbyt pospiesznie w koniec branki.