Dekretem Putina stan wojenny (wojennoje położenije) został wprowadzony na terenie obwodów chersońskiego, zaporoskiego, donieckiego i ługańskiego, uważanych za rosyjskie. W istocie nad żadnym z nich Rosjanie nie panują w całości. Zwłaszcza Zaporoże jest poza ich zasięgiem. Najśmieszniejsze jest przy tym to, że republiki doniecka i ługańska wymieniono z nazwy sprzed aneksji. Wiemy, że w rosyjskich podmiotach administracyjnych panuje niezłe zamieszanie; są republiki, kraje, obwody, obwody autonomiczne, okręgi autonomiczne i miasta wydzielone, ale „republik ludowych” prawem nie przewidziano. To włączono je do Rosji czy nie? Na jakich prawach? Mowa oczywiście o prawie rosyjskim, bo świat tego nie uznaje.
W dekrecie o wprowadzeniu stanu wojennego z 20 października 2022 r. zapisano, że ministerstwa obrony, spraw wewnętrznych i sytuacji nadzwyczajnych, Federalna Służba Bezpieczeństwa i Federalna Gwardia Narodowa w ciągu trzech dni przedstawią władzom Rosji (czyli prezydentowi) propozycje przedsięwzięć, jakie należy wprowadzić. Czyli coś zostało ogłoszone, ale co dokładnie, to dopiero wspomniane instytucje zaproponują. A prezydent wyda pewnie jakieś dodatkowe rozporządzenie wyjaśniające, co się zmienia. Logika rosyjskich władz jest nieprzenikniona.
Trzeci punkt dekretu jest jeszcze lepszy. Mówi mianowicie, że w razie konieczności można podjąć działania przewidziane przepisem konstytucyjnym z 30 stycznia 2002 r. „o stanie wojennym”. Czyli jest ustawa i można „w razie konieczności” z niej skorzystać. Jakie więc propozycje przygotują resorty siłowe? Przecież prawo określa, co można zrobić.