COP, coroczna konferencja Narodów Zjednoczonych poświęcona zmianom klimatu, długo nie budziła wielkich emocji. Tocząca się w cieniu destabilizującej Europę wojny w Ukrainie i w przededniu bodaj najbardziej kontrowersyjnego i upolitycznionego w historii mundialu, została spisana na straty właściwie już w pierwszych dniach. COP taką ma reputację – imprezy ważnej na tyle, by zaszczycili ją obecnością liderzy światowej polityki, ale i na tyle pozbawionej realnego wpływu, by uznać ją za w gruncie rzeczy nieistotną. Dla wielu to po prostu kolejna odsłona objazdowego cyrku konferencji, gdy dużo się mówi, a robi stosunkowo niewiele.
Czytaj też: Kryzys klimatyczny. Trzeba działać teraz albo nigdy
COP27. Będą reparacje klimatyczne
Po COP27, które odbywało się przez ostatnie dwa tygodnie w egipskim kurorcie Szarm el-Szejk, już słychać wiele podobnych opinii. Zwłaszcza że ogłoszona w niedzielę nad ranem czasu polskiego końcowa deklaracja znowu nie zawiera nakazu całkowitego i szybkiego odejścia od paliw kopalnych. Mimo wszystko w Egipcie doszło do kilku przełomów na frontach, które jeszcze niedawno były uważane za nietykalne.
Przede wszystkim po raz pierwszy w oficjalnych dokumentach pojawia się wzmianka o reparacjach klimatycznych.