277. dzień wojny. Czyżby Rosjanie mieli plan na wiosnę? Trzeba zawczasu wyrwać im zęby
Co faktycznie zrobią, tego oczywiście nikt nie wie, ale może zechcą wykorzystać nadarzające się okazje. Znając już ich modus operandi, można się pokusić o pewne prognozy, opierając się także na wiedzy o sytuacji na frontach i stanie wojsk, czyli liczbie dostępnych żołnierzy, oficerów, uzbrojenia i sprzętu. I trzeba wziąć pod uwagę dwa czynniki. Po pierwsze, sytuacja personelu i sprzętu ulega zmianom, ale widać pewne tendencje. Po drugie, Rosjanie też się powolutku uczą i usprawniają to i owo. Do tej pory pokazywali głównie całkowitą indolencję, ale coraz częściej potrafią, niestety, działać bardziej racjonalnie.
Co gorsza, poza topornym wysyłaniem na front kolejnych dziesiątek tysięcy zmobilizowanych ludzi rysuje się przed nimi pewna możliwość do rozstrzygnięcia na ich korzyść, choć mamy nadzieję, że ukraińskie dowództwo widzi to niebezpieczeństwo i odpowiednio mu przeciwdziała. Ale o tym dalej.
Na frontach paskudne warunki
Zdjęcia z północnej części frontu, której linia niemal pokrywa się z granicą obwodów charkowskiego i ługańskiego, są porażające. Transzeje (okopy, schrony) wypełnione wodą do połowy łydek, sterczące kikuty drzew połamanych od ostrzału, gdzieniegdzie śnieg przypominający o tym, że jest paskudnie zimno i wilgotno, a w tym wszystkim ubłoceni żołnierze, starający się unikać zamoczenia munduru, rozkładający deski, kawałki dykty czy brezentu tam, gdzie siadają lub opierają się o ściany transzei, by obserwować przedpole.
Wielu zachodnich obserwatorów porównuje zdjęcia z Ukrainy z