309. dzień wojny. Horda Rosjan lezie, ginie, ciągle strzela. Jest na to jedna metoda
Noc w Ukrainie znów upłynęła pod znakiem zmasowanych ataków rakietami skrzydlatymi. Rosjanie próbowali wywołać szkody w infrastrukturze krytycznej z użyciem irańskich dronów kamikadze Shahed 136, ale te coraz mniej się sprawdzają. Nocą trudniej je zestrzelić, bo większość przenośnych przeciwlotniczych systemów rakietowych, takich jak amerykański Stinger, bardzo ciężko wycelować w ciemności, trudno też prowadzić ogień z lekkich działek przeciwlotniczych z celownikami optycznymi czy ciężkiej broni maszynowej. Mimo to przypuszczalnie wszystkie zostały jednak zestrzelone.
O wiele gorzej było z samego rana, gdy wkroczyły do akcji rakiety skrzydlate. Niby ogólna zasada działania jest ta sama co w przypadku taniej amunicji krążącej Shahed 136, ale są dużo szybsze (nawet pięć razy), lecą dużo niżej (na wysokości 50–100 m, a nie 1000–3000 m), a ich głowica bojowa jest koło ośmiu razy silniejsza, czyni więc odpowiednio większe szkody po trafieniu. To, że lecą niżej, to wbrew pozorom okoliczność wielce utrudniająca zestrzelenie – radary wykrywają je bliżej, zostawiając obronie przeciwlotniczej znacznie mniej czasu na reakcję, maleją też zasięgi rakiet przeciwlotniczych. A i z działek przeciwlotniczych trudniej je zestrzelić, bo przemieszczają się w polu widzenia krótko i szybko.
Atak był dobrze zsynchronizowany. Choć odpalano pociski z