Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wojna wysokiego napięcia. Czy ataki na infrastrukturę energetyczną mogą przesądzić o zwycięstwie?

Strażacy gaszą pożar w elektrowni cieplnej uszkodzonej w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego w Kijowie. Strażacy gaszą pożar w elektrowni cieplnej uszkodzonej w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego w Kijowie. Państwowe Służby Ratunkowe Ukrainy / Forum
Rosjanie nie kryją, że skoro na froncie nie są w stanie wywalczyć zwycięstwa, to zamierzają osiągnąć je, atakując ludność cywilną. Ale czy próby wpływania na rządy poprzez atakowanie krajowych systemów elektrycznych były kiedykolwiek skuteczne?

Każdego dnia rosyjskie rakiety manewrujące, drony kamikadze i rakiety balistyczne wysyłane są na ukraińskie elektrownie, elektrociepłownie, energetyczne sieci przesyłowe wysokich napięć. Ukraina tonie w ciemnościach i marznie. Rosjanie nie kryją, że skoro na froncie nie są w stanie wywalczyć zwycięstwa, to zamierzają osiągnąć je, atakując ludność cywilną. Czy można rzucić na kolana przeciwnika, niszcząc jego infrastrukturę krytyczną, pozbawiając go energii elektrycznej, ogrzewania, wody? Rosjanie wierzą, że tak, jednak w historii wojen brak jednoznacznych dowodów, że to działa. Gdyby Ukraina upadła pod ciosami wymierzonymi w energetykę, byłby to precedens.

Czytaj także: Czym grozi zniszczenie elektrowni atomowej w Ukrainie?

Rosjanie nauczyli się celować

Mjr Michał Fiszer w swych codziennych komentarzach wojennych wielokrotnie ironizował na temat Rosjan, którzy nie potrafią dobierać celów ataku, a na dodatek mają problemy z celowaniem. Wzięli sobie do serca krytykę. Teraz cele dobierają z żelazną konsekwencją i z celnością nie mają problemów. Mimo iż wiele rakiet udaje się Ukraińcom zestrzelić, część dolatuje i sieje zniszczenie. Dyrektor Ukrenergo Wołodymyr Kudrycki określa szkody wyrządzone ukraińskim elektrowniom przez rosyjskie ataki rakietowe jako „kolosalne”. Ukraińskie miasta i wsie toną w ciemnościach, a ich mieszkańcy marzną, bo nie działają sieci ciepłownicze, a niekiedy także i zaopatrzenia w wodę.

Rosjanie deklarują, że uderzają w infrastrukturę energetyczną służącą cywilnej ludności, by pod wrażeniem jej cierpień ukraińskie władze siadły do stołu i zaczęły negocjacje. W domyśle: przyjęły warunki, jakie Rosjanie im podyktują. Prezydent Zełenski zapewnia, że to się nigdy nie stanie, bo ukraińska armia odnosi sukcesy na wszystkich frontach i wroga pokona. Świat zastanawia się, co skończy się prędzej – energetyczna wytrzymałość Ukraińców czy rosyjskie zapasy rakiet?

Sieć energetyczna – cel cywilny czy wojskowy?

Rosyjska strategia niszczenia infrastruktury krytycznej budzi oburzenie Zachodu, który nazywa ją terrorystyczną, bo z założenia wymierzona jest w cele cywilne, a nie wojskowe. Nie wszyscy jednak spieszą z potępieniem. Amerykanie mają z tym problem, bo sami wielokrotnie w czasie prowadzonych wojen stosowali strategię niszczenia infrastruktury energetycznej, z której korzystała ludność cywilna. Amerykański wojskowy prawnik gen. dyw. Charles J. Dunlap, Jr. (w stanie spoczynku) przekonuje, że sieć energetyczna służy też armii, więc w czasie wojny może zostać uznana za cel wojskowy. Atakowanie elektrowni i elektrociepłowni nie musi być w związku z tym automatycznie kwalifikowane jako zbrodnia wojenna. Oczywiście pod warunkiem, że wojna w Ukrainie będzie w ogóle uznawana za wojnę, bo Rosjanie jej za taką nie uważają. Traktują ją jako konflikt wewnętrzny, czyli Specjalną Operację Wojskową. Nie uznają się w związku z tym za związanych międzynarodowym prawem humanitarnym.

Zwyciężyć bombardowaniami – Harris był pierwszy

Pomysł, by infrastrukturę energetyczną uznać za cel ataków, narodził się w latach 30. ubiegłego stulecia. Elektrownie i sieci przesyłowe były jednym z ważnych celów bombardowań strategicznych w czasie drugiej wojny światowej. Chodziło o pozbawienie zasilania niemieckich fabryk zbrojeniowych, a także odcięcie od prądu ludności cywilnej. Jej zwolennikiem i promotorem był brytyjski marszałek lotnictwa Arthur Harris, zwany popularnie „Bomber Harris”. Stwierdził, że samymi nalotami można zmusić przeciwnika do kapitulacji, a tym, którzy w to nie wierzyli, odpowiadał, że nikt jeszcze tego nie próbował. On zrobił to pierwszy.

Do historii przeszła szczególnie operacja Chastise („operacja chłosta”) z maja 1943 r., w trakcie której dokonano bombardowania zasilających Zagłębie Ruhry hydroelektrowni na rzece Ruhr. Była to wyjątkowa operacja, wymagająca skonstruowania specjalnych bomb skaczących, które w odpowiedni sposób zrzucone pozwoliły na zniszczenie zapór. Skonstruował je Barnes Willis, który jeszcze przed wojną przygotował memoriał dla RAF, w którym dowodził, że bombardując infrastrukturę energetyczną, można pokonać Niemcy. W przypadku operacji Chastise zadanie wydawało się niewykonalne, a jednak się udało, tyle że założony skutek nie został osiągnięty. Choć wywołana powódź zalała dolinę rzeki, zabijając wielu cywilów, efekt energetyczny był skromny. Niemcom dość szybko udało się przywrócić pracę hydroelektrowni. Mimo spustoszeń, jakie siały alianckie naloty, niemal do końca wojny niemiecki przemysł pracował na najwyższych obrotach.

Jan Hartman: Etyka wojny?

Skuteczne naloty bez przełomu

Także w kolejnych konfliktach po drugiej wojnie zwłaszcza Amerykanie nie rezygnowali ze strategii niszczenia infrastruktury energetycznej. W czasie wojny koreańskiej do historii przeszła operacja przeciwko zaporze Sui-ho w 1952 r. Była to seria masowych ataków z powietrza na 13 elektrowni wodnych, prowadzona przez Dowództwo Sił Powietrznych ONZ. Przez kilka tygodni Korea Północna była całkowicie pozbawiona prądu (a przy okazji także część Chin). Mimo wsparcia ze strony Chin i ZSRR zdołano przywrócić zaledwie 10 proc. potencjału koreańskiej energetyki. Choć sukces nalotów był niewątpliwy, strategicznie uderzenie w energetykę nie przyniosło przełomowego rozstrzygnięcia. Podobnie było w kolejnych wojnach – w Wietnamie, a także w Iraku, w czasie Pustynnej Burzy, kiedy już w pierwszym dniu sparaliżowano niemal całą energetykę. W czasie interwencji w Jugosławii w 1999 r. wielokrotnie bombardowano elektrownie w Nowym Sadzie i Pancevie. I też nie przyniosło to przełomu, choć niektórzy uważają, że przyspieszyło decyzję prezydenta Milosevicia o oddaniu Kosowa.

Rosjanie szkodzą cywilom, nie armii

Podobnie jest dziś w Ukrainie. Uderzając w elektrownie i elektrociepłownie, Rosjanie boleśnie ranią cywilną ludność, ale w minimalnym stopniu armię. Zwłaszcza oddziały walczące na froncie. Wojsko nie korzysta z prądu z gniazdka, więc brak zasilania go nie dotyczy. Armia ma z założenia własne systemy zasilania. Także dostawy kolejowe na front nie cierpią, bo sieć ukraińska nie jest zelektryfikowana i korzysta ze spalinowych lokomotyw. Może cierpieć produkcja zbrojeniowa, ale Ukraina w dużym stopniu korzysta z dostaw amunicji i uzbrojenia z państw NATO. Zresztą fabryki działające na rzecz armii zwykle mają awaryjne systemy zasilania, bo zakłada się, że w sposób naturalny mogą być zagrożone. Ukraińcy mają „ducha MacGyvera”, jak stwierdził jeden z amerykańskich wojskowych pod wrażeniem improwizowanych rozwiązań technicznych stosowanych w kryzysowych sytuacjach. Dlatego co mogą, starają się jakoś rozwiązywać takimi metodami. Szef Ukrenergo przekonuje, że ukraińska energetyka, spodziewając się ataku, przygotowała zapasy paliwa, więc pod tym względem czuje się bezpieczna. „Razem przetrwaliśmy dziewięć miesięcy wojny na pełną skalę, a Rosja nie znalazła sposobu, by nas złamać, i nie znajdzie” – zapewnia rodaków Zełenski.

Czytaj także: Będzie nowy Czarnobyl? Rosja groźnie i głupio igra z atomem

Zełenski: Zemsta przegranych

„Ataki na zaopatrzenie w energię elektryczną w celu obniżenia morale ludności cywilnej nie były skuteczne w zmianie zachowań politycznych” – pisze mjr Thomas E. Griffith, Jr. z US Air Force w opracowaniu „Strategiczny atak na krajowy system energetyczny”, w którym przeanalizował historie wojen toczonych w ciągu ostatnich stu lat. „Próby wpływania na rządy poprzez atakowanie krajowych systemów elektrycznych były nieskuteczne, ponieważ przywódcy większości rządów na ogół podejmują działania z dużą determinacją, a zatem nie są skłonni do zmiany swojej polityki po prostu w wyniku utraty energii elektrycznej. Co więcej, przywódcy polityczni i siły zbrojne są przygotowane na takie ewentualności, dzięki czemu są dobrze odizolowane od utraty krajowej sieci elektroenergetycznej i zdolne do dalszego funkcjonowania”.

Ataki na ukraińską infrastrukturę energetyczną tak skomentował prezydent Zełenski: „Terror rozpoczął się natychmiast po tym, jak armia rosyjska została zmuszona do ucieczki z regionu Chersonia. To jest zemsta przegranych. Oni nie wiedzą, jak walczyć. Jedyne, co na razie mogą zrobić, to terroryzować. Albo terror energetyczny, albo artyleryjski, albo terror rakietowy – to wszystko, do czego zniżyła się Rosja pod rządami obecnych przywódców”.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Ustalenia „Polityki”: Działacze PiS nadal zarabiają w Pekao. I to sporo

W Pekao wciąż zarabia żona najbardziej znanego ochroniarza Jacka Sasina, ale i radni PiS. Niektórzy nawet 44 tys. zł miesięcznie, nie licząc aut służbowych i zagranicznych wyjazdów. Pracownicy mają już dość działaczy PiS i czekają na nowy zarząd.

Anna Dąbrowska
30.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną