Wojna wysokiego napięcia. Czy ataki na infrastrukturę energetyczną mogą przesądzić o zwycięstwie?
Każdego dnia rosyjskie rakiety manewrujące, drony kamikadze i rakiety balistyczne wysyłane są na ukraińskie elektrownie, elektrociepłownie, energetyczne sieci przesyłowe wysokich napięć. Ukraina tonie w ciemnościach i marznie. Rosjanie nie kryją, że skoro na froncie nie są w stanie wywalczyć zwycięstwa, to zamierzają osiągnąć je, atakując ludność cywilną. Czy można rzucić na kolana przeciwnika, niszcząc jego infrastrukturę krytyczną, pozbawiając go energii elektrycznej, ogrzewania, wody? Rosjanie wierzą, że tak, jednak w historii wojen brak jednoznacznych dowodów, że to działa. Gdyby Ukraina upadła pod ciosami wymierzonymi w energetykę, byłby to precedens.
Czytaj także: Czym grozi zniszczenie elektrowni atomowej w Ukrainie?
Rosjanie nauczyli się celować
Mjr Michał Fiszer w swych codziennych komentarzach wojennych wielokrotnie ironizował na temat Rosjan, którzy nie potrafią dobierać celów ataku, a na dodatek mają problemy z celowaniem. Wzięli sobie do serca krytykę. Teraz cele dobierają z żelazną konsekwencją i z celnością nie mają problemów. Mimo iż wiele rakiet udaje się Ukraińcom zestrzelić, część dolatuje i sieje zniszczenie. Dyrektor Ukrenergo Wołodymyr Kudrycki określa szkody wyrządzone ukraińskim elektrowniom przez rosyjskie ataki rakietowe jako „kolosalne”. Ukraińskie miasta i wsie toną w ciemnościach, a ich mieszkańcy marzną, bo nie działają sieci ciepłownicze, a niekiedy także i zaopatrzenia w wodę.