Dla tych, którzy oczekiwali wielkiego pancernego fajerwerku, narada w Ramstein kończy się raczej kapiszonem. Niemcy nie zdjęły blokady na wysłanie Ukrainie swoich leopardów ani na reeksport czołgów przez kraje mające je na wyposażeniu. Mimo presji około dziesięciu państw NATO i nacisków USA rząd w Berlinie ustąpił tylko o krok. Tym krokiem jest zgoda na rozpoczęcie szkolenia zapoznawczego – poza Niemcami, na terenie zainteresowanych krajów – żołnierzy ukraińskich z obsługi leopardów oraz zarządzenie „sprawdzenia dostępności” wozów w zasobach Bundeswehry. Jeśli dać tym decyzjom wysoki kredyt zaufania co do ich długofalowych skutków, to można powiedzieć, że Niemcy być może weszły na ścieżkę prowadzącą do zgody na udostępnienie leopardów Ukrainie. Ale na krótką metę brak zgody Berlina tu i teraz powoduje jeszcze ostrzejszy zgrzyt niż to, co dochodziło zza kulis zachodniej koalicji w ostatnich dniach.
Czytaj też: Po roku wojny rosyjski Goliat ma podbite oko
Berlin nie wypuszcza leopardów
Im mniej było czasu do pierwszej w nowym roku narady „grupy Ramstein”, tym więcej wskazywało, że wielkie nadzieje z nią związane mogą się nie spełnić. Poszczególne kraje czy grupy państw decydowały się w ostatnich dniach na własne deklaracje o wsparciu Ukrainy mimo planowanego uczestnictwa w wielonarodowym spotkaniu.
Pierwsza była Wielka Brytania, później (też z inicjatywy Londynu) nastąpiło wspólne oświadczenie dziewięciu krajów w Tallinie, swoją istotną część dołożyły Szwecja i Finlandia.