Czy Berlin uwolni leopardy? Tylko tak odzyska twarz. Decyzja może zapaść już we wtorek
Po rozczarowaniu podczas piątkowego spotkania ministrów obrony proukraińskiej koalicji w amerykańskiej bazie w niemieckim Ramstein sprawa leopardów dla Ukrainy zdaje się przyspieszać. Każdy dzień przynosi jakąś wypowiedź czy publikację, które można interpretować jako kolejny krok w kierunku niemieckiej zgody. Choć kanclerz Olaf Scholz w niedzielę w Paryżu wciąż unikał deklaracji, a nawet wypowiedzi na temat czołgów, szefowa dyplomacji w jego rządzie wyraźnie przybliżyła perspektywę dostarczenia Ukrainie niemieckich czołgów. Annalena Baerbock, która od początku konfliktu, a nawet przed nim była liderką wsparcia dla Kijowa, powiedziała w telewizyjnym wywiadzie, że Niemcy nie sprzeciwią się wysłaniu leopardów przez Polskę.
W ślad za tą wypowiedzią Mateusz Morawiecki, który jeszcze niedawno sygnalizował wysłanie czołgów bez zgody Niemiec, zapowiedział formalny wniosek o ich reeksport. We wtorek do Berlina udaje się sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Jego wizyta i wspólna konferencja prasowa z ministrem Borisem Pistoriusem byłaby doskonałą okazją, by Niemcy w atmosferze sojuszniczego porozumienia potwierdziły, że chcą pozostać po właściwej stronie historii. Skoro od kilku dni powtarzają, że zamierzają działać w zgodzie z sojusznikami i wspierać Ukrainę w ramach NATO, Niemcy nie mają lepszego wyjścia, niż „uwolnić leopardy”. Szczerze mówiąc, jest to jedyne wyjście z twarzą.
Amerykanie są wściekli
Każdy dzień oporu i uporu działa na niekorzyść Republiki Federalnej jako sojusznika, partnera i niegdyś wiarygodnego producenta uzbrojenia. Niezadowolenie z postawy Niemiec wyrażają już nie tylko krytyczni od lat liderzy prawicy w Warszawie, ale nawet liberalna administracja Joe Bidena w Waszyngtonie. Prasa doniosła, że wściekły na Pistoriusa miał być – oficjalnie zachowujący stoicki spokój – sekretarz obrony Lloyd Austin i że brak przełomu w Ramstein wywołał nerwowy telefon do urzędu kanclerskiego ze strony Jake′a Sullivana, prezydenckiego doradcy do spraw bezpieczeństwa.
Amerykanie z ekipy Demokratów zainwestowali w Niemcy sporo i być może wbrew sojuszniczemu trendowi rynkowemu, biorąc za dobrą monetę zapowiedzi Scholza ze słynnego przemówienia o Zeitenwende – epokowej zmianie. Zmian w Berlinie nie było od tego czasu wiele, a na epokową skalę – żadnych, choć trzeba zastrzec, że Niemcy pomagają Ukrainie i zbrojnie, i finansowo, i humanitarnie dużo bardziej, niż jest to dostrzegane np. w Polsce. Do dziś najnowocześniejszym systemem uzbrojenia, jaki z Zachodu dotarł na pole walki, jest niemiecki zestaw obrony powietrznej Iris-T, a niemieckie Patrioty po raz pierwszy będą strzec nieba nie tylko w Polsce, ale i na Słowacji – i ostatecznie również w Ukrainie.
Niemieckie przebudzenie obronne zachodzi jednak z oporami – słychać wciąż o fatalnym stanie wyposażenia Bundeswehry, psujących się nowych wozach bojowych i powolnej realizacji zapowiedzi z lutego zeszłego roku. Gdy po wyraźnych sygnałach, że preferowaną opcją pancernego wzmocnienia Ukrainy są leopardy, znowu pojawił się opór, Amerykanie mogli się zdenerwować.
Podkast: Spór o czołgi. Krytyczny moment w powojennej historii Niemiec
Co z eksportem broni
Nie chodzi przy tym wyłącznie o relacje polityczne i poziom sympatii między Berlinem a Waszyngtonem. Amerykanie zaczęli wysyłać sygnały, opisane w europejskiej prasie, że korzystając na wizerunkowej katastrofie, gotowi są wypchnąć z rynku niemieckie czołgi. A trzeba pamiętać, że leopardy to czołgi najbardziej rozpowszechnione w NATO i kilku krajach spoza Sojuszu (są np. w Szwecji i Finlandii). Dwie niegdyś potężne firmy zbrojeniowe – Rheinmetall i KMW – opierają na nich znaczną część swojego biznesu i mogłyby skorzystać na obronnym boomie. Jednak polityka rządu, niechętnego dostarczaniu broni do krajów prowadzących wojny, znacznie ogranicza możliwości eksportu nie tylko sektora pancernego.
Z tego punktu widzenia pozytywna decyzja w sprawie Ukrainy – o ile nastąpi – mogłaby mieć szersze, wręcz przełomowe znaczenie, jeśli oznaczałaby całościową zmianę podejścia Niemiec jako eksportera uzbrojenia. Już ostatnie 11 miesięcy, a także postawa Berlina sprzed wojny, poważnie zmniejszyły zaufanie do największej europejskiej gospodarki jako źródła zaopatrzenia wojennego. Poza konsekwencjami negatywnej oceny politycznej na jaw wyszły braki faktyczne – zapasów, materiałów, zdolności produkcyjnych i remontowych, które zniechęcają do inwestowania w niemiecką broń. Zaplecze przemysłowe okazało się dostosowane wyłącznie do jej pokojowego utrzymania, ale nie sprawdziło się w wojennych realiach.
Jeśli Niemcy chcą odzyskać choć część utraconej wiarygodności, po decyzji politycznej muszą doinwestować produkcję zbrojeniową. Ale najprawdopodobniej nie odzyskają już rynku w Polsce, na który z impetem weszli najpierw Amerykanie, a niedawno Koreańczycy. A tak się składa, że coraz więcej krajów patrzy na decyzje Polski z podziwem i traktuje je jako punkt odniesienia dla własnych. Konkurenci leopardów z Ameryki i Azji już szykują się do ataku na inne rynki – z pomocą promocji w Polsce, koniec końców ważnym kraju wschodniej flanki.
Czytaj też: Trzeszczy w zachodniej koalicji. Trwa gra o czołgi dla Ukrainy
Ratować honor i pieniądze
Dlatego postępując rozsądnie, Berlin powinien ratować nie tylko twarz czy honor, ale i pieniądze. Ten ostatni argument może nie zaistnieć w oficjalnych wypowiedziach, ale może mieć istotne znaczenie. Oddane Ukrainie niemieckie czołgi, których wedle wstępnych zapowiedzi kilku krajów powinno się zebrać koło setki, trzeba będzie czymś zastąpić, a trudno zakładać, że większość dotychczasowych użytkowników zmieni dostawców. Niemiecki przemysł może mieć pełne skoroszyty nowych zleceń, a również dla Leoparda „doświadczenie bojowe” zdobyte na ukraińskim froncie będzie dodatkową reklamą.
Znawcy uzbrojenia toczą od lat spory, czy to niemiecki, czy jednak amerykański czołg jest „najlepszym w NATO”, ale w tym pojedynku to Leopard ma szansę wyprzedzić Abramsa (który ma na koncie zwycięskie starcia z czołgami radzieckiej produkcji, ale w irackiej armii). W każdym razie w kwestii „uwolnienia leopardów” na szali jest nie tylko pozycja Niemiec w NATO i nie tylko pomoc dla Ukrainy, ale również wymierne interesy niemieckiego przemysłu. Czy wszystko razem przeważy na korzyść otwarcia klatek? Jeśli tak, blokada może zostać zdjęta już we wtorek.
Czytaj też: Panie Olafie, pan się nie boi. Spójrzmy na sprzęt dostarczany Ukrainie