Przez ostatnie tygodnie najważniejszymi czołgami świata były leopardy. Oczywiście te, które mają zapewnić Ukraińcom zwycięstwo w walce z Rosją, a których z powodu oporu Berlina Ukraina nie mogła otrzymać. Berlin ostatecznie powiedział „tak”, choć przyszło mu to z trudnością. Według najnowszych doniesień rząd kanclerza Olafa Scholza zaaprobował przekazanie Ukrainie kompanii leopardów, czyli wedle standardów NATO 14 szt. – to tyle, ile wcześniej zapowiedziała Polska. Zapewnił też ustami rzecznika niemieckiego rządu Steffena Hebestreita, że zaakceptuje wnioski o reeksport czołgów z innych krajów.
Historia z leopardami jeszcze się nie skończyła, ale zdaje się zmierzać w pozytywnym dla Ukrainy kierunku.
W cieniu krytyki Niemiec i sporu o leopardy toczy się też inna dyskusja: o tym, dlaczego do Ukrainy trafić nie mogą – przynajmniej na razie – amerykańskie abramsy. Wszak uznawane są za czołgi tak samo dobre, a przez niektórych nawet za dużo lepsze, zaś ich producent i główny użytkownik ma dużo mniejsze od Niemiec opory przed przekazywaniem Ukrainie najgroźniejszej broni. W odróżnieniu od przepełnionej polityką sprawy dotyczącej Niemiec w kwestii amerykańskiej większość podawanych w ostatnich tygodniach argumentów była natury wojskowej, technicznej i logistycznej, co stanowi ciekawy kontekst dla polskich decyzji o zakupie w krótkim czasie znacznej liczby amerykańskich pojazdów bojowych.